/ po wyjściu Sannie - perspektywa Ephraima.
Obudziło mnie ostre trzaśnięcie drzwiami. Poturlałem się jeszcze trochę po podłodze - w efekcie walnąłem się o ścianę, a półka znajdująca się na niej zatrzęsła się. Westchnąłem ciężko podnosząc się. W tym samym momencie spadła mi na głowę piłeczka, która potem zaczęła się obijać się o wszystko dookoła.
Wierzchem dłoni potarłem zaspane powieki równocześnie ziewając szeroko. Nie wyspałem się - to było wiadome. Przez tą burzę i wizytę Sannie zasnąłem dopiero po szóstej. W między czasie przeniosłem ją do łóżka - mimo, że mówiła, że jej wygodnie to w rzeczywistości tak nie było. Sam znałem to przykre uczucie i ten ból karku po przebudzeniu...
Podszedłem do drzwi i wyszedłem na korytarz. No masz, cicho jak w piwnicy! Pokręciłem głową i poszedłem na dół, a następnie wszedłem do salonu:
- Siema - przywitałem się z chłopakami.
- Joł - odpowiedział mi Darnell wyglądając zza gazety.
- Cześć - odpowiedział mi Dax zakładając nogę na nogę.
- Co tak cicho? - Spytałam blondyna siadając na pobliskim fotelu.
- O mój Boże! Co żeś z kłakami uczynił?! - Za plecami usłyszałem głos Jerome'a.
Westchnąłem odwracając się w stronę kolegi:
- A co? Nie pasuje ci? - uniosłem brew. - Twój pech.
- Stary! Róż podkreślał kolor twych brązowych gałek - pisnął Simeon.
Darnell parsknął, a Dax pokręcił głową. Puknąłem się w głowę pokazujący tym samym, że mulat jednak powinien iść do jakiegoś psychologa bądź psychiatry.
- Kto ci je w ogóle ścinał? Obiję mu mordę, nawet jeśli jest to kobieta. - Jerome założył ręce na piersi.
Jeszcze czego! Miałbym wydać jedyną dziewczynę w domu, która nie tylko jemu by nagadała i dała w twarz? Och, Jerome, Jerome... chcę jeszcze żyć! Ciebie może uśmiercić, posolić, pieprzyć i zjeść w nocy wraz z resztą domowników.
Simeon poskakał jeszcze trochę w okół własnej osi. Było po nim widać, że jest poddenerwowany. Jerome może chcesz no spę? Nie? Nie chcesz? To wściekaj się dalej. Błagam i to przez to, że nie mam już oczowałowego różu? No, błagam! Przejechałem dłonią po twarzy - ten koleś zrujnuje kiedyś moją psychikę wraz z Robem. Chwila moment... przecież już to zrobili. Załamałem się.
Spojrzałem na stojącego przy oknie Roba. Minę miał jakąś dziwną. Pewnie Dax musiał go czymś zezłościć. Ale nie, prawdopodobniejsze jest to, iż Jerome bądź Sannie mu dojechali, że chłopaczyna zamyka się w sobie. Biedaceniunietutestwo, ojujajuju.
- A tak w ogóle, normalnie nienormalnie gdzie Sandra?
- Zdechła! - Zaskwierczał Jerome. - Się znaczy wyszła. Nie pytaj gdzie, bo nie mówiła.
Uniosłem brew. Wooooow, odkąd do nas przyjechała pierwszy raz wyszła gdziekolwiek sama, ciekawe. Spojrzałem w stronę Emusia - zacisnął dłonie w pięści. Ej! To trochę kurde Felek podejrzane, kurde. Wstałem z wygodnego fotela i podreptałem do O'Callaghana:
- Daaaaaaaaaaxtanko, co z Unclesem?
Ten spojrzał na Roba, następnie na mnie. Wzruszył ramionami po czym poprawił swe nieziemskio blond kłaki.
- Spytaj Romie'ego.
Pokręciłem głową - a myślałem, że Dax jest wszystko wiedzący, a ten kurde nic nie wie. Załamię się, gdzie moje tabletki antykoncepcyjne?! Muszę się uspokoić, będę musiał wziąć chyba z dziesięć, paranoja. Z lekkim przestrachem spojrzałem na umięśnionego mulata. Przełknąłem ślinę:
- Jerome możesz mi łaskawie powiedzieć co się dzieje z jednym z największych świrów w domu? - schowałem twarz w dłoniach. Patrzyłem teraz na kolegę miedzy palcami bojąc się o przyszły wygląd mojej twarzy.
Simeon popatrzył na Roba unosząc brew. Następnie spojrzał na mnie z dość poważną miną, która jednak kryła w sobie tą nieszczęsną nutkę rozbawienia.
- Jak to co z nim? Chłopaczyna złapał depresję po porodową! Się znaczy umysłowo-sercową. - Klasnął w dłonie i wyszedł starając się nie roześmiać.
Zacząłem śmiać się wraz z Darnellem i Daxem. Turlałem się po podłodze dobre kilkanaście minut. W między czasie cisnęli we mnie poduszkami. A proszę bardzo! Będę się brechtał jak debil tak długo ż panicz WymalowaneOko łaskawie się uśmiechnie, o!
Kątem oka zauważyłem, że Rob zniknął spod okna. Zmył się, a to chamski Emuś! Dorwę - coś mu zrobię. Albo jednak nie, bo jeszcze wyskubie ze mnie wszystkie włosy na ciele i będę czuł się nagi!
- Dobra, teraz tak na serio - podniosłem się z podłogi spoglądając z powagą na towarzyszy - nic nie wiecie?
Nie ma co, ciekawska dupa ze mnie.
Pokręcili głowami wzruszając równocześnie ramionami. O langusto, nic nie wiedzą? W takim domu psychopatów raczej wszyscy wszystko powinni wiedzieć. Zrezygnowany przejechałem dłonią po twarzy i poszedłem w stronę kuchni w której Romie nadal brechtał się tak jakby najadł się szaleju, a w jego przypadku to jest bardziej niż prawdopodobne.
Minimalnie spoważniał nadal kiwając się na boki niczym jakiś jełop, oho:
- Nie ustąpisz, nie? - Spytał podchodząc do lodówki. Widząc moją minę westchnął. - Co mam ci powiedzieć? Nim zeszliśmy do kuchni natknęliśmy się na młodą wychodzącą z twojego pokoju. Tyle.
- Tyle? - zmarszczyłem nos. - Tylko tyle?
Potwierdził ruchem głowy zajadając surową marchewkę. Walnąłem się otwartą dłonią w twarz - tragedia Rob, serio tragedia. Popatrzyłem jeszcze chwilę na kolegę powstrzymującego się od śmiechu.
- Sądzisz, że jest zazdrosny? - przejechałem dłonią po włosach starając się nie roześmiać. Doprawdy, cała ta sytuacja zaczęła mnie śmieszyć.
- Coś tak słyszałem, że z nim gadałeś. - Jerome wziął kolejnego gryza pomarańczowego warzywka. - Chyba, że z nim nie gadałeś...
Nie odpowiedziałem, a Romie uznał to za moją odpowiedź. No bo co mam powiedzieć? Że gadałem z Robem skoro i tak z nim nie gadałem? Zaprzeczyłbym teraz samemu sobie...
Dam radę. Porozmawiam z nim, może mnie nie udusi. Chociaż i tak nie mam aż tak pięknej buźki, aby mnie wielbić po wsze czasy aż do końca mego trochę nędznego żywota. Więc kilka siniaków to w sumie nic takiego. Wzruszyłem ramionami zmierzając ku pokojom Unclesa i rudowłosej. Zerknąłem do pokoju naszego rodzynka - o dziwo był tam Rob. Miałem się tym zdziwić? Cóż, jakoś mnie to jednak nie zdziwiło. Nabrałem powietrza i wszedłem do pokoju San:
- Przeszkadzam? - spytałem przekraczając próg.
Rob spojrzał na mnie z nutką pogardy w oczach. Zacząłem modlić się w duchu aby nie zerwał się z krzesła i mnie nie zabił. Dios mío, już mi się portki wbijają w przedziałek ze strachu.
Wzruszył ramionami. Westchnąłem podchodząc nieco bliżej. Położyłem dłonie na biodrach przyglądając się uważnie przyjacielowi.
- Chyba nie gniewasz się o to, hm?
- Jerome już ci powiedział? - spiorunował mnie wzrokiem. - Może trochę.
- Chyba nie myślisz, że my... - urwałem. Te słowa nawet nie przejdą mi przez gardło. Odchrząknąłem. - Coś ty, tak się nie da.
- Dla chcącego nie ma nic trudnego, mój drogi. - Poważny uniósł brew.
- To bardziej w stylu Romie'ego niż moim. - zapewniłem. - Jakbyś w nocy się przebudził i usłyszał grzmoty też byś do mnie przyleciał. - Wiedziałem, że go tym zgasiłem. W sumie nie raz robił tak, że jak była burza na chama wpierdzielał mi się do pokoju.
- Nie wym... CO?! - Poruszył się gwałtownie na krześle i spadł z niego. Przy okazji dostając w głowę jakąś figurką Sandry. - Ops.
Pokręciłem głową robiąc przy tym wielkie oczy i zagryzając paznokcie prosząc ten piekielny los aby ta nieszczęsna figurka się nie rozbiła. Niestety musiała spaść na te cholerne panele!
- No to już po nas... - wyjąkałem.
- Nie kracz! - klęknął zbierając pozostałości po figurce. - Nie zauważy jej zniknięcia. To kobieta, zapomina o takich drobiazgach.
- Stary, kobiety są cholernie pamiętliwe...
- Okey... Będzie trzeba ją jakoś naprawić.
- Boże! Chcę mieć jeszcze moje genitalia! - zacząłem przesadnie histeryzować.
Rob zdjął swoją koszulkę Green Day i ostrożnie położył na niej kawałki posążka czy czegoś tam. Podszedł do mnie i trzepnął mnie w tył głowy. Zacząłem kręcić się w kółko.
Do pokoju niczym wystrzelony z procy wpadł Dax. Jego mina mówiła jedno - „ktoś niedługo zginie”.
- Co się stało? - Wbił w nas swoje błękitne tęczówki.
- No bo...
- Spadłem z krzesła i te no... i zbiłem jakiś tam posążek czy tam figurkę. - odpowiedział Rob ukazując blondynowi zawartość swej koszulki.
- Na czekoladę z musli co żeś zrobił! - O'Callaghan złapał się za głowę. - To była jedyna pamiątka po zmarłej przyjaciółce. Debile! - wydarł się.
Teraz nikt nie mógł mi wmówić, że Dax ma anielski głos. Bo jak krzyczy to piszczy niczym niemowlak.
- Jak myślisz Jordan, da się to uratować? - spytał Emuś unosząc znacząco brew.
Dax nastroszył się słysząc swoje drugie imię i przybrał pozę myśliciela. Z Robem spojrzeliśmy na siebie to na blondyna. Błagam kuźwa, wymyśl coś! Zaczęły trząść mi się ręce - po prostu świetnie. Dziś nie zasnę, to jest pewne. Buuuuu...
- Mam! - Odezwał się Dax po kwadransie namyślania się jakby tu nas wyciągnąć z opresji. - Zaniosę to w odpowiednie miejsce.
- A zauważy to zniknięcie? - Uncles ruchem głowy wskazał na swoją koszulkę.
- Koszulki? Nawet nie wie, że taką posiadasz. - zaśmiałem się.
Przyjaciel walnął mnie misiem, którego miał akurat pod ręką. Skrzywiłem się masując bolące miejsce. Dax zmył się gdzieś z koszulką Roba.
Wieczorem po dość poważnej rozmowie z Robem o tym jak Sandra ma nie dowiedzieć o tym co spotkało jej pamiątkę po przyjaciółce siedzieliśmy znudzeni w salonie oglądając film z Brittany Murphy - „Miłość i inne nieszczęścia”, bo nic innego nie było w telewizji. Pomińmy również fakt, że nikomu z nas nie chciało się nawet słucha muzyki. Oczywiście Darnell się do tego nie zaliczał - oglądał film, ale ze słuchawkami w uszach. Ciekawy jestem czy wie o co w nim chodzi.
Jerome gdzieś wyszedł - podobno umówił się z jakąś dziewczyną. Trzeba będzie gdzieś to kurcze zapisać. Oczywiście Nye'a i Sandry do tej pory nikt nie widział, podobnie również O'Callaghana z koszulką Roba za którą zaczął płakać. Uncles zaczął już przysypiać i już miał położyć na mnie swoją emowatą głowę, kiedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi. W progu salonu stanęła Sannie z jakimś typem w ciemnych brylach.
- A co tu tak cicho jak na pogrzebie? - Spytała związując włosy w trochę niedbały koński ogon. - Gdzie erotoman z epoki kamienia?
Spojrzeliśmy z Robem na nich. Darnell wyciągnął słuchawki z uszu i wyrwał z fotela jak długi podbiegając tym samym do znajomego swej siostry, która była trochę zaskoczona zachowaniem brata.
- Nickuś! - wrzasnął radośnie Caine.
- Daruś! - Ten również ucieszył się z widoku Darnella. Ściągnął okulary przeciwsłoneczne. - Stary, utyłeś!
- Prędzej schudłem - zaśmiał się Darnell obejmując kolegę ramieniem i zaprowadzając gościa siostry do kuchni.
- I znowu zacznie się chlanie po kątach - westchnęła rudowłosa siadając na miejsce brata.
Uniosłem brew nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Rob pokręcił głową waląc się równocześnie po polikach. Cóż, jakoś rozbudzić się chłopak musi. Zauważyłem, że nasz rodzynek patrzy się na Emusia jak na... Hm, debila? Idiotę, palanta, dziwaka, łajzę? A może to ja postrzegam go tak od pewnego czasu?
- Tak w ogóle kto to? - Spytałem po dłuższej chwili milczenia.
- Kolega. - odpowiedziała krótko, zwięźle i na temat.
A konkrety? Na moją czekoladę z bitą śmietaną, no!
- Chodziliśmy razem do podstawówki. - dodała. Zapewne musiała widzieć minę Roba. Patrzył się na nią jak szpak w mrowisko, czy jakoś to inaczej tam szło - nieważne.
Odchrząknąłem słysząc śmiechy dobiegające z kuchni. Biada wam jeśli dorwaliście moją czekoladę, oj biada wam! Nie dość, że ja się wkurzę to na dodatek dostaniecie od Roba wpierdziel taki, że wam się kark po wywija jak nie wiem. Spoważniałem na twarzy strzykając palcami.
- Eph, wszystko dobrze? - Spytała Sandra z troską w głosie.
- Tak. Tylko nie wiem czy czasem twój brat i twój kolega czasem nie zajadają naszej czekolady. - skrzywiłem się.
- Nickolas nie spożywa produktów zawierających słodziki i tym podobne, a jeśli chodzi o mojego brata... Możecie się bać. - kiwnęła głową.
No, teraz na prawdę zaczynam się bać. Zerknąłem na Roba, który miał w oczach wymalowaną furię. Słysząc słowo „czekolada” dostaje jobla i zapomina o niektórych rzeczach. San pokręciła się trochę w fotelu.
Modliłem się cały czas, aby nie krzyczała na nas jak wejdzie do swojego pokoju i nie ujrzy tejże figurki. Dax, błagam cię abyś coś zaradził bo ja na prawdę chcę jeszcze pożyć, mieć te głupie dzieci. Nie, chociaż nie, wolę zestarzeć się w samotności. BŁAGAM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz