środa, 25 sierpnia 2010
2. Przeginasz chłopie...
Muzyka: Alex Band - Only One.
Dax zaprowadził mnie do pokoju, który był zarezerwowany dla mnie, a tym samym pokazał mi pokoje pozostałych domowników. Skrzywiłam się lekko gdy powiedział mi, że będę miała drzwi na przeciwko Roberta. Ale patrząc na to z drugiej strony cieszyłam się, ponieważ będę mogła częściej robić mu psikusy. Uśmiechnęłam się do siebie na tą myśl, ale z drugiej strony było mi żal siebie samej, sama nie wiedziałam czemu, w pewnym sensie współczułam Robertowi z to co miałam mu zrobić? Nie, nie zasłużył na moje współczucie.
Położywszy bagaż na łóżku rozejrzałam się po pokoju. Pomalowany w moje ulubione barwy - czerń i pomarańcz. Uśmiechnęłam się do kuzyna na znak, że bardzo mi się podoba. Z resztą i tak to wiedział. Pokój został pomalowany tak samo jak mój pokój w Miami, identycznie, maźnięcie po maźnięciu.
- Cieszę się, że ci się podoba - odezwał się po dłuższej chwili Dax.
Gdy spojrzałam w jego stronę zauważyłam, że za nim stał Robert wraz z Ephraimem. Ale udałam, że ich nie widzę.
- Przecież znasz mnie tak dobrze - zaśmiałam się.
- Jak własną kieszeń. - Uwielbiałam go za ten entuzjazm w jego anielskim głosie. Potrafił mnie ukoić. Sprawił, że zapominałam o tym co mnie trapiło i o tym co wydarzyło się ponad kwadrans temu.
Zamiast mu odpowiedzieć postanowiłam tylko się uśmiechnąć. Po sekundzie spojrzałam w bok i przegryzłam dolną wargę. Sama nie wiedziałam co mną ku temu kierowało.
Poczułam ciepło. Ktoś mnie obejmował, tym kimś był właśnie ten blondasek. Chwilę później poczułam pieczenie w oczach.
- Będzie dobrze - pocieszał mnie, głos mu nie drżał.
Po jego słowach uświadomiłam sobie, że najzwyczajniej w świecie... Chwila, twarda Sannie płacze? Ja płaczę?! Otarłam szybko łzy i spojrzałam w błękitne tęczówki Daxa. Uśmiechał się ciepło w moim kierunku.
- Przepraszam - wykrztusiłam cicho.
Prychnął tylko uśmiechając się szerzej. Po chwili usłyszałam chichot dobiegający za Daxem. Uświadomiliśmy sobie, że Ephraim wraz z tym... Robertem cały czas stoją w progu i patrzą na nas jak na jakieś dziwolągi.
- Nie macie co robić? - Spytałam chrapliwym głosem.
- To on mnie namówił - usprawiedliwił się Ephraim pokazując ukradkiem na swojego kompana.
Robert nie poruszył się po słowach szatyna. Spoważniał i w pewnym sensie wyglądał jak posąg. A może tylko moja wyobraźnia płatała mi figle. Za dużo horrorów i kryminałów ostatnimi czasy. Westchnęłam mimowolnie i uśmiechnęłam się do kuzyna.
- Zostawimy cię samą - powiedział podchodząc do swoich kumpli. Klepnął Ephraima w ramię, a Roberta w... twarz? Albo mi się wydawało. - Rozpakuj się i czuj jak u siebie.
- Dzięki - odpowiedziałam kiedy drzwi się zamknęły. Usiadłam na łóżku, było dość wygodne.
Położywszy się wygodnie na moim łożu rozmyślałam o tym co mogłabym zrobić Robertowi. Urwać mu łeb podczas snu? Nie, za dużo krwi, a na dodatek odciski palców w razie morderstwa. Cóż, miałam jeszcze czas ku temu aby obmyślić nocny plan moich cudnych łowów. Po chwili domyśliłam się, że Dax może coś podejrzewać, ale wiedział, że i tak jestem pod niektórymi względami nieugięta. Nie ma to jak dziedziczenie niektórych rzeczy po rodzicach. Pod niektórymi względami nie dało się ich nie kochać, ale co tam będę rozpamiętywać kogoś takiego, pff.
Gdy się rozciągałam usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Mruknęłam coś pod nosem wstając jakby to było rano, jakby ktoś mnie wybudził ze snu.
- Czego? - Spytałam otwierając drzwi.
- A tak sobie przyszedłem - ku mojemu wielkiemu, aż ogromnemu zdziwieniu w drzwiach pojawił się ten knypek.
- What do you want? - Mruknęłam przez zaciśnięte zęby.
Pomimo mojego „warknięcia” uśmiechał się cały czas.
- Co cię tak bawi koleś?
- Och, czemuż ty taka nerwowa?
Przeginasz chłopie...
- Zmarszczki ci wyskoczą.
... na prawdę...
- I wtedy to już nie będziesz taka brzydka - zaśmiał się.
... zemsta będzie słodka.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie twoje zdanie na temat mojego wyglądu i tego czy będę miała zmarszczki czy nie. W ogóle po co tu przyszedłeś? Wkurzać mnie?
- Chciałem sprawdzić czy już ci złość przeszła. - Wzruszył ramionami.
- Nie wiem czy Dax cię uprzedził, ale tak łatwo złość mi nie przechodzi jak jemu. - Spoważniałam.
Bój się, bój, zaśmiał się mój wewnętrzny instynkt drapieżcy.
- Cóż, zapowiada się bardzo ciekawie w takim razie.
- Och - wykrztusiłam tylko zamykając przy tym drzwi przed jego nosem. Nie chciałam wyjść z siebie i mu przywalić. Bezczelny to on trochę był.
Prychnęłam na myśl o tym, że muszę z nim mieszkać pod jednym dachem. Nie wiem jak reszta domowników, ale wiedziałam, że Robert lubi doprowadzać do białej gorączki nawet trupa.
Po kilku godzinach postanowiłam wyjść z pokoju. Udając się do salonu zauważyłam porozwalane na podłodze ubrania. Trudno mi było stwierdzić do kogo one należą, ale były dość duże. Kiedy przeszłam kawałek dalej dostałam czymś w twarz. Zdjąwszy ją szybko z twarzy spojrzałam na koszulkę - była w kolorze fioletowym z jakimiś wzorkami. Następnie spojrzałam do pomieszczenia z którego owa rzecz została wyrzucona.
- Jerome co ty robisz? - Spytałam w progu.
- O, cześć Sannie - odwrócił się jak oparzony. - Szukam czegoś i tyle. - Wzruszył ramionami. - Rob gdzieś ty mi to walnął?! - Wrzasnął po chwili, a ja od razu zasłoniłam uczy. - Och, wybacz.
- Sprawdzałeś pod łóżkiem? - Usłyszeliśmy głos Roberta z kuchni.
- Jełopie! Przeszukałem cały pokój, a twoją bluzką trafiłem kuzynkę blondasa w twarz!
- No to ma problem! - W jego głosie można było usłyszeć nutkę strachu.
- Jak ja ci zaraz dam w dziób! - Krzyknęłam rzucając bluzkę Roberta na ziemię i pognałam do kuchni.
- No co? - Spojrzał na mnie niewzruszony.
- Jeszcze śmiesz pytać?
- O co ci chodzi?
Nie odpowiedziałam tylko podeszłam do niego i walnęłam go z pięści.
- A to za co?
- Za jajco - warknęłam i zaczęłam go bić. - Wkurzasz mnie i tyle.
Zaczęłam bić go i to równo, miałam przy tym zamknięte oczy. Nie zdarzyło mi się abym kogoś tak pobiła. Może przy okazji dam mu jakąś nauczkę?
- Sannie uspokój się - usłyszałam głos... anioła? - Spokojnie. - Nie, na pewno nie, to był głos Daxa.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Daxa trzymającego mnie za nadgarstki i siedzącego obok mnie... na łóżku.
- Co jest? - Spytałam.
- Zasnęłaś i zaczęłaś krzyczeć - sprostował. - W porządku?
- Tak, jasne - skłamałam.
- Na pewno? - Spojrzał mi prosto w oczy. - Jesteś dziś jakaś nerwowa, zapewne wiem przez kogo. - Zmarszczył czoło. Wyglądał teraz o sześć lat młodziej.
- Przejdzie mi - uśmiechnęłam się sztucznie. - Przepraszam, tak mi głupio...
- Och - wyrwało mu się - nic się nie stało przecież. Robowi też się to często zdarza i wtedy interweniuje Jerome.
- Muszę to kiedyś zobaczyć. - Uśmiechnęłam się do siebie szeroko.
- Będziesz miała ku temu dużo okazji. - Uśmiechnął się. - Widzę, że jeszcze się nie rozpakowałaś.
- Zrobię to jutro, jestem zmęczona.
- Widać - spojrzał na moje poszarpane włosy.
- Dzięki.
- Idź spać dalej. - Uśmiechnął się wychodząc z pokoju.
Ach, więc spałam? Świetnie. To nici zabicia tego kretyna.
Skrzywiłam się na samą myśl, że mój plan nie wypalił, ale miałam przecież nadal całą noc ku temu. Wstając z łóżka potknęłam się o własne buty.
- Szlag by to trafił! - Warknęłam na siebie odzyskując równowagę.
Po chwili usłyszałam chichot, od razu wzrok przeniosłam na drzwi a w nich stał Robert. Cały czas?
- Co ty tu robisz... jeszcze?
- Dax kazał mi cię pilnować.
- Och, możesz sobie to darować. Nie jestem małym dzieckiem.
- Wiesz jaki jest blondas.
- Wiem aż za dobrze, a teraz żegnam pana. - Zaczęłam machać ręką na znak aby poszedł. Ten tylko wzruszył ramionami, ale nie poszedł. - Co ty jeszcze robisz?
- Spokojnie, zaraz idę. - Uśmiechnął się łobuzersko.
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
- Dobra, idę. Dobranoc. - Złapał za klamkę i zamknął drzwi.
- Hę? - Wyprostowałam się i odruchowo spojrzałam na zegarek. - Hej! - Mruknęłam do siebie zrezygnowana.
Zegarek wskazywał godzinę dwudziestą trzecią a dosłownie jak chwilę temu na niego spogądałam to była piętnasta. Westchnęłam tylko i tak jak byłam ubrana położyłam się znowu do łóżka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz