niedziela, 24 października 2010

5. Brałeś coś czy ktoś ci coś dał?

Muzyka: 3OH!3 - D and D.



   Przez dłuższy czas siedzieliśmy w ciszy. Ephraim cały czas ziewał, a ja natomiast starałam się nie myśleć o zdenerwowanym kuzynie i niektórych, którzy będą mieli ubaw jak dzieci z podstawówki.
   Usłyszałam otwierające się drzwi pokoju. Prawdopodobnie wychodził ze swojego pokoju Dax. Spojrzawszy na zegarek stwierdziłam, że na miliard procent był to właśnie on.
   Wpatrywałam się cały czas w okno i telewizor, na zmianę. Gdy usłyszałam chrząknięcie spojrzałam od razu w tamtą stronę - Dax stał w progu. Nie byłam tym faktem zbytnio zdziwiona, Ephraim może trochę bardziej. Blondyn miał zmarszczone brwi, wyglądał na zdziwionego i wściekłego. No, na mnie się tylko wściekać można, nie ma co.
   - Dobra, to idę do siebie - bąknęłam wstając.
   Najwidoczniej tego nie usłyszał. Ze spuszczoną głową zmierzałam w jego kierunku. Zatrzymał mnie gdy mijałam go w progu. Nie spojrzałam na niego, cały czas miałam spuszczoną głowę.
   - Przepraszam - usłyszałam jego cichy, anielski, zachrypnięty głos.
   Spojrzałam na niego od razu. Wprost w jego błękitne ślepia. Był uśmiechnięty, pomimo swojej złości.
   - Ja też - szepnęłam. Gdy mnie puścił poszłam do siebie.

   Leżąc na podłodze wpatrywałam się w sufit co zawsze mnie odprężało. Wystukiwałam stopą rytm poruszając przy tym głową. Czułam się tak jakbym w ogóle nie istniała - nikt mnie nie męczył, nie krzyczał na mnie. No, ale z drugiej strony wydawało mi się to dziwne, takie... nieznane. Tak jakbym była w zakładzie dla psychicznie chorych, bo raczej na odwyku jest inaczej choć nigdy tego nie doświadczyłam. Na samą myśl dostałam drgawek.
   - A ty co? - Usłyszałam głos Romie'ego.
   Hm, bez pukania? Już mnie to nawet nie zirytowało.
   - Nie widać, czy jesteś już tak ślepy, że nic nie widzisz? - Syknęłam ze spokojem.
   - Oj, tam - machnął ręką. - Twój kuzyneczek cię woła. - Spojrzał na mnie spod byka.
   - Och - mruknęłam podnosząc się z podłogi. - Kosiarka w ruch - szepnęłam do siebie.
   - Co? - Wyprostował się i uniósł brew.
   - W razie co nie chowajcie mnie tylko wrzućcie do morza, blisko mamy. - Powiedziałam na odchodne.
   Jerome chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie wiedział co. Mulat nie musiał mi nawet mówić, gdzie mam się stawić - Dax był na tyle przewidywalny aby zdefiniować, że siedzi w salonie.
   Blondyn spojrzał na mnie nie okazywał żadnych emocji. Wpatrywał się cały czas na mnie, a ja na niego.
   - Odwołuję ci karę. - Powiedział wstając z sofy i podchodząc do okna.
   - Przesłyszałam się? - Spojrzałam na podłogę. - Dax, chyba nie mówisz poważnie? Po tym co zrobiłam? Proszę cię...
   - No co? Jesteś już dorosła, odpowiadasz sama za siebie... - wzruszył tylko ramionami.
   - Facet, gadasz zupełnie jak nie ty. Brałeś coś czy ktoś ci coś dał? - Wpatrywałam się w kuzyna jak na nie wiadomo kogo.
   - Sannie. - Spojrzał na nie z poważną miną.
   - Oj, no...
   Pokręcił tylko głową z rozbawieniem na twarzy:
   - Nic się nie zmienisz. - Podszedł do mnie i poczochrał mi moją rudą fryzurę.
   - Dzięki - burknęłam z niechęcią. - Nie poznaję cie, ale pomińmy ten drobny fakt.
   - Taa, w pewnym sensie tak. - uniósł brew. - Ale jeśli znowu mi podpadniesz to kara do ciebie powróci drogie dziecie.
   - O rany. - Westchnęłam. - Za księdza robisz? Wiesz, nawet się nadajesz. - Zaśmiałam się.
   - Śmiechy beze mnie?! - Do pokoju wparował Rob i Jerome.
   - I beze mnie?! - Oburzył się mulat.
   Spojrzałam na nich, a następnie na Daxa. Oboje zaczęliśmy się śmiać, Rob z Jerome'em patrzyli się na nas jak na nie wiadomo kogo. Nie dziwota - zawsze zachowywaliśmy się jak debile dziećmi będąc.
   - Frajerzy. - Bąknął Rob.
   - Nie musisz się nam przedstawiać. - Zaśmiał się Dax. - A poza tym nie spinaj się tak.
   - No, ktoś tu ma okres - skwitował Jerome.
   - Ty. Na dupie. - Zaśmiałam się cynicznie. Aż dziwne, że było mnie na to stać.

   Dwa dni później. Przyjechał Darnell wraz z Vivien. Zadawałam sobie cały czas pytanie, czy się śmiać czy płakać? W rezultacie doszłam do wniosku, że... jedno i drugie. A skąd mi się to wzięło? Abym to ja wiedziała...
   Czekałam z Jerome'em i Nye'em na lotnisku. Cóż, tylko oni mogli ze mną jechać, reszta nie chciała - Rob spał, Dax wykręcał się sprzątaniem pokoju tego pierwszego, a Eph został wkręcony aby zrobić ciasto, zwane potocznie zebrą. Dobra, ale wróćmy do tego co się dzieje na lotnisku.
   Moja domniemana bratowa miała na sobie proste rurki i kolorze granatu, co przyprawiło mnie trochę o ból głowy, rozpuszczone włosy, a do tego miała białą bluzkę z napisem „Wychowałam się słuchając disco, a jestem rockowcem.”. Po przeczytaniu tego tekstu uniosłam brew i walnęłam się w twarz otwartą dłonią. Nieokrzesana ta dziewoja, nie ma co.
   Darnell. Jak zwykle elegancji (miał to akurat po O'Callaghanie). Jeansy, niebieską koszulą, marynarka i do tego zwis męski, który zapewne wiązała mu Ivie - na dodatek źle.
   Obydwoje uśmiechnięci od ucha do ucha podeszli do nas. Vivien podbiegła do mnie i przytuliła mnie tak mocno, aż nie mogłam złapać oddechu. Brat również mnie przytulił, ale tak jakoś inaczej. Nie tak jak zawsze.
   - Stęskniłem się za tobą siostra. - Usłyszałam jego cichy szept. No, to wyjaśniało ten uścisk.
   Zamiast odpowiedzieć uśmiechnęłam się tylko. Spojrzałam na czwórkę stojąca obok mnie. Pomijając wzrost czułam się nieswojo.
   - To Jerome i Nye. - Przedstawiłam chłopaków.
   - Miło nam. - Uśmiechnęła się Vivien i uścisnęła im dłonie. - Jestem Vivien. Och, pospolite to imię, jak dla mnie. Mówcie mi Ivie.
   Odchrząknęłam spoglądając na nią spod byka.:
   - Iv, oni to już wiedzą.
   - Pewnie - ucieszył się Romie.
   - Chyba moja siostra nie sprawia wam kłopotu? - Spytał Darnee spoglądając to na mnie, to na nich.
   - Ależ skąd. - Nye machnął ręką. - Jest grzeczniejsza od Jerome'a i Roba.
   - Oj, przepraszam cię Tato bardzo, ale kto ostatnio wyszedł przez okno w twoim pokoju? - Zbliżył się do niego i nachalnie chciał spojrzeć mu prosto w oczy.
   - Och - mruknął tylko i wsiadł do samochodu.
   - Ale będzie zabawnie - ucieszyła się Ivie.
   Nie wiem z czego się cieszyła, ale jakoś mi i bratu humor nie za bardzo dopisywał. Powodów było dużo, ale chyba najgłówniejszym był fakt, że my jako rodzeństwo jesteśmy obok siebie. Nie ma co, będzie trzeba jakoś te relacje poprawić. A z bandą kuzyna nigdy nic nie wiadomo, dorzucając do tego Vivien...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz