środa, 14 sierpnia 2013
24. KONCERTUJEMY!
Muzyka: Backstreet Boys - Feels Like Home.
Minął tydzień odkąd z Robertem zostaliśmy parą. Ephraim przez ten czas dochodził do siebie, zaś Jerome dostawał cukrzycy gdy widział nas razem. Dax wraz z Darnellem cieszyli się z takiego obrotu wydarzeń. A ja, czy się cieszyłam? Szczerze mówiąc tak i w najśmielszych snach nie przypuszczałabym, że kiedykolwiek z Robem będziemy razem. Zawsze byłam przekonana, że będziemy się kłócić aż w końcu nie wrócę do Miami. Cieszę się, że stało się jak się stało. To największe szczęście jakie mnie spotkało.
Siedziałam właśnie w swoim pokoju i komponowałam. Zazwyczaj robiłam to kiedy ciążyło coś na mym sercu, ale tym razem robiłam to z przyzwyczajenia. Kiedy odłożyłam długopis zaczęłam rozmyślać co wydarzyło się przez te kilka miesięcy. Niby miałam być tu na miesiąc, ale jednak zabawiłam tu na dłużej z tymi szaleńcami. Na dobre mi to wyszło, przyznam szczerze. Pogodziłam się z Darnellem i zrozumiałam, że tak naprawdę o nic poważnego się nie kłóciliśmy, to były moje wymysły. Przez cały ten czas martwił się o mnie, kochany braciszek. Przez to wszystko co wydarzyło się w Hamburgu stałam się nieco dojrzalsza, ale i tak cały czas jestem sobą. Jestem dokładnie taką samą Sandrą Caine jaką byłam na początku pobytu u kuzyna i reszty LXB. Wzbogaciłam się o wiele doświadczeń.
- Saaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaan! - usłyszałam rozpaczliwy głos Beksa, który wbiegł właśnie do mojego pokoju. Wywróciłam oczami. - Pomóż! Broń mnie! - wywrócił się o własne nogi.
- Och, Eph - zachichotałam patrząc na szatyna. - Przed kim mam cię bronić, co? - uniosłam wymownie brew będąc poważną.
- Jerome chce mnie zjeść! - wybełkotał.
- Zjeść? - zamrugałam. - Powaliło go? Przecież smaczny nie jesteś.
- No wiem - uniósł dłonie do nieba. - Weź mu to przetłumacz teraz. - Zrobił pozę modelki i przyłożył palce do ust. Idiota, serio. - No, może słony jestem.
- FUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUJ! - krzyknęłam chowając twarz w dłoniach.
- No co? Lubię jeść sól - wymamrotał.
- Ekscytujące - powiedziałam łamiącym się głosem. Spojrzałam na niego przerażona.
- Co tu się u diabła tańczy? - krzyknął Dax stojąc w progu.
Nie to, że coś, ale kiedy Blondi krzyknął to równocześnie zapiszczał. Miał tak od małego. Boję się o jego dzieci, o ile w ogóle będzie je miał kiedykolwiek.
- Jerome chce mnie zjeść! - Ephraim rzucił się na O'Callaghana.
- Wyolbrzymia - rzuciłam pokazując na migi, że szatyn zwariował.
- Nic nowego - blondasek wzruszył ramionami robiąc kilka kroków do przodu. - Wyolbrzymianie to jego... hm... drugie imię.
- Chyba piąta klepka - skwitowałam.
- Cześć, ko... - w progu pojawił się Uncles. Zrobił zdziwioną minę widząc chłopaków. - Co to ma być?
- Młodemu jak zwykle odwala - przyznał Dax, westchnąwszy przejechał dłonią po twarzy. - Z kim ja mieszkam... - mruknął cicho.
- To samo chciałam powiedzieć - odparłam wywracając oczami.
- Mówisz tak przy swoim chłopaku? - przed moimi oczami pojawiła się twarz Ephraima, który miał pokerowy wyraz twarzy. - Nieładnie.
- Beksaj, Beks - starałam się aby ton mojego głosu był poważny. - Zresztą, kolego, jakbym mówiła to pierwszy raz.
- Młody, od kiedy ty się mną przejmujesz? - zapytał Robert. Było po nim widać, że jest w szoku.
- Od kiedy jesteś z San - powiedział dumnie.
- I tylko dlatego? - zapytałam unosząc brew.
- Chcę aby nasza stokroteczka była szczęśliwa - Beks podszedł do mnie i przytulił mocno.
- Dusisz mnie - wysapałam.
- Nie ciamciaj mnie tam - zmierzwił mi włosy i zaśmiał się do mojego ucha.
Przysięgam pod Bogiem, że nadejdzie dzień w którym coś mu zrobię.
- Brałeś coś, Eph? - spytałam równocześnie nie będąc pewną, czy czy chcę znać na to odpowiedź.
- Życie, kochanie, życie - zaśmiał się.
Śmiem twierdzić, że zjadł za dużo nutelli. Przedawkował glukozę, umiera i majaczy!
- Mówisz to przy Robercie? - uniosłam prawą brew ku górze.
- Nie obrazi się - machnął lekceważąco dłonią uśmiechając się jak dziecko widzące lizaka.
O, Izydo, z kim ty naprawdę kazałaś mi zamieszkać?! Z Daxem, rozumiem... Roberta i mojego brata również. Oakleya to ja tam mało liczę. Romana-erotomana z cudem, ale zdzierżę, ale za cholerę nie rozumiem Epha! Po tym jak Romie pofarbował mu włosy na różowo to mu odwaliło już całkiem. Zejdę na zawał przed trzydziestką, słowo daję.
- Grabisz sobie, młody - zagroził mu punk puszczając perskie oko w moim kierunku. Uśmiechnęłam się. - Znalazłbyś sobie dziewczynę, a nie z zazdrości moją podrywasz.
- Ja nie podrywam! W przeciwieństwie do ciebie kocham! - zrobił minę obrażonej dziewczynki.
- Serio, muszę znaleźć Jez, niech cię ode mnie zabierze - mruknęłam zrezygnowana życiem w tym domu.
Szczerze? Czasem zastanawiałam się czy nie wylądowałam w psychiatryku przez szatyna. Chociaż nie, chwila... ja też nie jestem taka do końca normalna. Peszek chciał.
- Blondi, coś ty się tak zaciął jak przy wieszaniu stokrotek? - spytał Ephraim puszczając mnie i podchodząc do niego.
O'Callaghan spojrzał na niego jak na jakieś przysłowiowe UFO, machnął ręką i poszedł. Lekceważąco, tak jak lubię najbardziej. Kocham cię, kuzynku ty!
- Widzieliścieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee?! - Zaczął zrozpaczony Ephraim. Naprawdę, gorzej niż z dzieckiem. Przez niego zrażę się do małych bezbronnych istotek i nie będę chciała ich mieć. - Zlekceważył moją zajebistą osobę, no umrę!
- Ephi, nie jesteś czasem paranoikiem? - spytał Uncles podchodząc do mnie i obejmując mnie w talii.
- Paranienormalnym? - dodałam.
- Czy wy właśnie wyznaliście mi... miłość? - zrobił minę rodem z jakiegoś przesłodkiego anime. W sumie, obejrzałabym jakieś, nie powiem. - KOCHAM, ŻE JA WAS, UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!
Wyobraziłam sobie właśnie jak dookoła mnie i Unclesa są te wszystkie kwiatki, tęcze, jednorożce i te inne. Mamo, coooooooooooo?! Błagam, ogarnij Ephi, błagam!
- To Romie cię już nie ściga? - spytałam. Wiedziałam, że podetnę mu teraz skrzydła i znowu zacznie wariować.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - Krzyknął tak jak sądziłam.
- Co ty tak dramatyzujesz? - spytał go po chwili Robert. - Dorośnij w końcu, kurcze!
- Doprowadzasz mnie do płaczu - powiedział mu szatyn robiąc minę obrażonego dziecka, któremu zabrało się lizaka bądź zabawkę.
- Sraczu, psia krew! - Rob przejechał otwartą dłonią po swojej twarzy. Dobrze, że się nie malował, już byłby rozmazany i pewnie by szalał jak kobieta w ciąży, że się skaleczyła.
- Panienki, wyluzka, tak? - Zaczęłam ich uspokajać nim zacznie dochodzić do rękoczynów słownych.
- Siema, siema! - Do mojego pokoju wparował jeszcze mulat szczerząc się jak idiota. Do tego miał usta wymalowane nutellą.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! - Ephraim pisnął ciągając mnie ze sobą w stronę okna. - Bój się Boga! Co to za kosmita?!
- To ziom, który rzekomo chciał cię zjeść, wiesz? - mruknęłam.
- San, jesteś bez serca! - ponownie pisnął.
- Czeczenie odkryłeś, wiesz? - westchnęłam cieżko. - Rob, proszę, weź coś zrób.
- Dobra panowie, koniec imprezy zmarłych, won mnie stąd - Punk machnął w ich stronę ręką nakazując im tym razem aby wyszli z pokoju.
- BUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU! - Ephraim zaczął beczeć jak baba i wybiegł. Teraz stwierdzam, że jego nazwisko bardzo do niego pasuje.
- IDĘ CIĘ ZJEŚĆ I NIKT CI NIE POMOŻE! - Wydarł się Simeon biegnąc za nim niczym baletnica.
Westchnęłam ciężko. Podeszłam do łóżka i upadłam na nie niczym kłoda. Zaczęłam zastanawiać się co jeszcze mnie trzyma w tym domu wariatów? Poczułam dłoń Roberta głaszczącą mnie po plecach. Już znałam odpowiedź na to pytanie. Odchyliłam głowę w jego stronę, a on usiadł obok mnie uśmiechnięty od ucha do ucha. Uwielbiałam ten jego uśmieszek, a spojrzenie jego zielonych tęczówek sprawiało, że stawałam się spokojniejsza. I pomyśleć, że kupę czasu temu ten sam facet sprawiał, że kipiałam ze złości. Czyli jednak zodiakalne bliźnięta potrafią się dogadać. Z czasem, bo z czasem, ale jednak mogą. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a ten wysłał mi dzióbka.
- Świrusek z ciebie, wiesz? - powiedział w żartach.
- Po czym to stwierdzasz? - Udałam obrażoną marszcząc brwi.
- Bo jesteś seksowna i tak słodko się denerwujesz - zaśmiał się cicho, prawie mrucząc. Nachylił się i pocałował mnie w nos.
- Ale się podlizujesz - zaśmiałam się dźgając go delikatnie palcem w żebro.
Zgarbił się robiąc jakąś dziwną minę, która rozbawiła mnie na całego. Ponownie nachylił się nade mną i pocałował namiętnie. Nie sprzeciwiałam się temu i odwzajemniałam jego pocałunki przyciągając go do siebie znacznie bliżej. Oddawaliśmy się tej przyjemności przez dłuższą chwilę póki znowu nie wparował do mojego pokoju Ephi:
- EEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ! - rzucił się na nas jakbyśmy byli materacem.
- Uch - wysapałam ledwo.
- Co chcesz? - spytał go Uncles wywracając oczami.
Oboje byliśmy zirytowani zachowaniem młodego. Ani chwili prywatności, naprawdę. Beks powiercił się na nas jeszcze trochę. Czułam jak jego łokieć wbija mi się w żebra.
- Ej, co wy znowu robicie? - spytał mój bliźniak stojąc w progu.
- Nie my, tylko Eph, tak? - poprawiłam brata ledwo łapiąc oddech.
- On chyba tak bardzo cieszy się waszym szczęściem, że nie potrafi się od was odczepić - zasugerował Darnell. Chyba miał rację.
- Wcale nie! - burknął szatyn zjeżdżając ze mnie i Unclesa. - Nie chce jeszcze wujkiem zostać, dlatego.
- Myślisz, że po tygodniu związku... pójdziemy do łóżka? - Zamrugałam zdziwiona patrząc na niego. Serio, co on sobie myślał?
- Tak, zazwyczaj tak jest - przytaknął kiwając głową na boki.
- Jesteś nienormalny, wiesz? - spytał Rob siadając. - Za dużo nastoletnich ciąż oglądasz.
- No co? Nastoletnie ciąże są fajne - zaśmiał się. - Ale te ponad nastkę już nie. Wybacz, San.
- Brałeś leki? - spytałam kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Jakie leki? - zdziwił się Darnell.
- Ephi bierze specjalne leki na swoją odmóżdżoną psychę. - wytłumaczył mu Rob. - Do tego jest na głodzie nutellowym.
- PSYCHOPATA! - Brat uniósł dłonie do nieba. - A myślałem, że teledysk Hollywood Undead zrył mi psychę. Ale nie! Jednak nie! Ten oto młody, ale starszy ode mnie człowiek, jest psychicznie chory! Czemu on, że jest w tym zespole, czemu on wśród ludzi?!
- Stary, po co ta dramaturgia? - spytał Rob.
- SKĄD ZNASZ TE SŁOWO? - pisnął Ephi wylatując z pokoju jakby był wyrzucony przez armatę.
- Serio, nie brał leków - przyznał Darnell wyglądając jeszcze za nim na korytarzu.
- Mówiliśmy ci - westchnęłam.
Darnell jeszcze chwilę popatrzał na nas uśmiechając się szeroko po czym złapał za klamkę i zamknął drzwi puszczając oczko. Szczerze mówiąc zdziwiło mnie to trochę. Może też dlatego, że dopiero teraz zaczynamy odbudowywać kontakty ze sobą i zachowywać jak normalni ludzie. Opadłam twarzą na miękką poduszkę i jęknęłam cicho. Ostatnio nie mam spokoju z tym Ephraimkiem przyimkiem. Odwróciłam głowę w stronę Emusia żeby nie tylko na niego spojrzeć, ale również aby złapać powietrze. Jednak poduszka jakby chciała to mogła złapać mnie w swe sidła i zatulić na śmierć. Rob położył się na boku obok mnie.
- Oj, Sanuś, Sanuś - wymamrotał uśmiechnięty.
- Czo? - spytałam. Nie wiedzieć czemu byłam już zmęczona. I tak nie orientowałam się która godzina.
- Kocham cię - pogładził wierzchem dłoni mój policzek.
- Też cię kocham - odpowiedziałam uśmiechając się w jego stronę.
Również się uśmiechnął przysuwając się do mnie. Położył dłoń na mym biodrze zachęcając mnie abym przytuliła się do niego. Tak też zrobiłam. Czując ciało Roberta czułam się... spełniona. A przede wszystkim potrzebna. Uśmiechnęłam się niewinnie do swoich myśli wtulając się w tors chłopaka. Czułam się spokojna, tak jakby reszta świata w ogóle nie istniała.
Uncles po raz kolejny zaczął robić fale na moich plecach. Ciarki przeze mnie przechodziły aż moje ciało drgnęło. Zachichotałam, on również. Barwa jego tłumionego śmiechu sprawiała, że chciało mi się śmiać jak niemowlakowi. Ucałował mnie we włosy szepcząc mi coś do ucha, lecz nie zrozumiałam dokładnie co to było. Nim się obejrzałam zasnęłam w ramionach Roberta.
Gdy otworzyłam oczy punka nie było. Cóż, pewnie musiał pójść zaraz po tym jak zasnęłam. Ledwo ogarniając usiadłam spoglądając wprost przed siebie, na moje biurko. Sterta papierów była obowiązkowa. Jakoś nie mogłam się zabrać za komponowanie tekstów jak i melodii. Musiałam też przewertować to co już miałam. Nie wiem co dalej będzie z tym wszystkim. Wstając leniwie poczłapałam do okna, pogoda jako tako nie zachwycała na pierwszy rzut oka. Odchyliłam głowę do tyłu spoglądając na zegar wiszący na ścianie, wskazywał godzinę dziesiątą minut dwanaście. Westchnąwszy sięgnęłam po kartki znajdujące się na blacie biurka i zaczęłam je przeglądać. Każdy z tekstów były częścią mnie mówiącą o tym co mnie boli, frustruje i w ogóle. Mimo, iż bardzo chciałam podzielić się z nimi ze światem to kiełkowało we mnie przekonanie, że jednak nikt się do tego nie przekona. Do głębi tekstu ani mojej osoby, o głosie nie wspominając. Pamiętam słowa Beksa, który mówił, że powinnam śpiewać. Ale co mi po zdaniu jednej osoby? W sumie cała ta zgraja może mówić mi, że ładnie wyglądam czy śpiewam, ale obawa przed szerszą publiką i przyjęciem mnie mnie bardziej dołowała.
Ponownie westchnęłam spuszczając głowię oraz odkładając kartki papieru na blat. Następnie wyszłam z pokoju kierując się w stronę kuchni. Usłyszałam żywą dyskusję chłopaków, nie zauważyli nawet, że weszłam.
- Łupi gupi, aleś ty głupi! - Jerome mlasnął ustami kierując kabanosa w stronę Ephraima, który marszczył brwi.
- Wcale nie! - Szatyn zaś wymierzył w mulata łyżeczką pełną nutelli.
- Jesteś!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- A żeby cię chodak!
- A ciebie wycieraczka!
I tak zaczęli się wyzywać od różnych rzeczy gospodarstwa domowego jak i części odzieżowej. Chciało mi się śmiać widząc ich. Mimo, że w środku nie czułam się za dobrze to humor mi dopisywał. Wzięłam z lodówki plasterek szynki i zaczęłam przyglądać się dalej chłopakom. W końcu wyszło na to, że Beksito wsadził nos do nutelli i zaczął płakać równocześnie się śmiejąc. Nikt mi nie powie, że on jest normalny w jakimkolwiek stopniu. Dalej niezauważona przez tę dwójkę poszłam sprawdzić co się dzieje w salonie - niestety zastałam ciszę, istny Teksas. Wróciłam się do kuchni i usiadłam do stołu.
- Wiecie gdzie Robert? - spytałam nagle.
- O! San, wstałaś. - Uśmiechnął się Jerome spoglądając na mnie.
- Wyszedł, miał coś do zrobienia czy coś. - Ephraim wzruszył ramionami.
- Och - wymsknęło mi się.
- Dax wyszedł, bo nasza menadżerka dzwoniła, że ma interes czy coś - mlasnął mulat.
- Oo, a chciałam się kuzyna spytać czemu nie koncertujecie - sarknęłam lekko wywracając oczami.
- Darnell poszedł na spotkanie z tym no... - zaczął Ephi.
- Właśnie, jak mu tam było? - Simeon zaczął mlaskać jak dziecko. - Sykwonia? Nie... Majka? Też nie...
- Nickolas? - spytałam.
- A, Nickolas! - wrzasnął mulat po czym parsknął śmiechem. - Właśnie, tak.
- Czy wy czasem halucynek Roberta nie zjedliście?
- A widzisz, pani? Mówiłam ci, że to jakoś inaczej smakuje.
- Pani! - Młody wzniósł ręce do nieba. - Zgadza się!
- O mamo, procesor mi się już przegrzał przez was...
- Też cię kochamy, rudzielcu. - powiedzieli chórem.
Spiorunowałam ich tylko wzrokiem po czym udałam się do siebie. Wykąpałam się, ubrałam i z włosami zawiniętymi w turban udałam się do salonu aby obejrzeć sobie telewizję, w której pewnie i tak nic ciekawego nie było. Mijał czas a ja już przysypiałam, minęła dopiero godzina. Zdjęłam ręcznik z głowy i rzuciłam go obok siebie na kanapie. Jerome i Beks wybyli do sklepu, bo coś tam im zabrakło, pewnie mózgu znając ich. Strasznie się nudziłam, mogłam iść na spacer, ale ta pogoda jakoś do mnie nie przemawiała - była zbyt słoneczna, bez żadnej chmurki. Nie przepadałam za nią. Usłyszałam otwierające się drzwi, uznałam, że to pewnie ci szaleńcy wracają. Ku mojemu zdziwieniu był to Uncles... nieco odmieniony.
- Izydo! Rob, co si się stało?! - prawie zadławiłam się własną śliną.
- No co?
- Wyglądasz jak... z początków.
- A, to. Myślałem, że chodzi ci o coś innego - zaśmiał się podchodząc i siadając obok mnie.
- Nie no... Taki jesteś seksowniejszy - wytknęłam koniuszek języka.
- No cóż... mówiłaś to przez sen.
- Co? - zamrugałam.
Oops, gadam przez sen, tak bardzo czuję przypał.
- No, mówiłaś przez sen, że bardzo ci się podobałem za czasów początków LXB, więc poszedłem zrobiłem co nieco i jestem. - nachylił się i ucałował mnie w nos.
- Oooooj - zaśmiałam się.
- Wyspałaś się, księżniczko?
- Ło, jaka szlachta! - zaśmiałam się ponownie, tym razem ciszej. - A dobrze mi się spało.
- Wiesz, że słodko śpisz?
- Weź nie słódź, bo spać nie będę.
- Byś spróbowała - zagroził palcem.
- Nie boję się ciebie, Emuś.
- Groźna.
- Dziwisz się? - uniosłam brew.
- Nie - uśmiechnął się zawadiacko.
Ponownie ktoś trzasnął drzwiami. Od razu do salonu wszedł Dax z dziwną miną na twarzy.
- Co jest? - spytałam kuzyna.
- Zmieniają nam menadżerkę - odpowiedział.
- Coś ty! - zdziwił się punk.
- Tak - westchnął siadając w fotelu. - Ale...
- No co? - spytaliśmy z Unclesem w tym samym czasie.
- KONCERTUJEMY!
No, moi kochani! Oto długo oczekiwany przez wszystkich 24 rozdział! Tak, wiem długo na niego czekaliście, nie bijcie! Starałam się jak mogłam, ale sądzę, że mi wyszło i w ogóle. :3 (Juls, poprawiłam to, tak bardzo milące się dwie literki)
OTÓŻ MOI DRODZY PARAFIANIE! NIE WIEM CZY JESTEŚCIE TEGO ŚWIADOMI, ALE OPOWIADANIE - „FIGHT WITH ME” OBCHODZI DZIŚ TRZECIE URODZINY I MIEJMY NADZIEJĘ, ŻE JESZCZE WIELE LAT Z NAMI BĘDZIE.
Dedykuję ten rozdział Juls, która jest ze mną i tym opowiadaniem od samego początku. :3 Oraz dedykuję go reszcie czytelniczek, które mnie wspierają.
KOCHAM WAS. ♥
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
POPRAWIŁAAAAAAAAAAAAŚ BŁĄD XDD
OdpowiedzUsuń*BORZE JAK JA SIĘ CZEPIAM*
OdpowiedzUsuńOK, CZYTAM
JESZCZE JEDNO - TO NIE JEST KILOMETR XD
OdpowiedzUsuńUMARŁAM Z TYM SŁONYM EPHEM XDDDD *PRZYSNĘŁO MI SIĘ Z TWARZĄ NA BIURKU, JUŻ CZYTAM XD*
OdpowiedzUsuńCO TU SIĘ U DIABŁA TAŃCZY <3
OdpowiedzUsuńROBERTOWE "CZEŚĆ, KO...' SAMA SOBIE NA GŁOS DOKOŃCZYŁAM ;3
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie Epha pojawiającego się znienacka przed oczami. Oj, trafilabym do czubków. XD
OdpowiedzUsuńSTOKROTECZKA? BO SIĘ ROZPŁYNĘ, CUKRZYCA. XD
OdpowiedzUsuńDax, chodź tu. Epha. Się. Nie. IGNORUJE.
OdpowiedzUsuńRękoczynów słownych? Oksymoron prawie jak 'fajny poniedziałek' (;
OdpowiedzUsuńLUD RZĄDA SEGZÓW. ;.;
OdpowiedzUsuńEphi z tym materacem to prawie jak ja. Zawsze w centrum uwagi, zawsze zazdrosna i po prostu nie lubię jak ktoś się mizia przy ludizach XDD
OdpowiedzUsuńEphraimkiem przyimkiem :> az się usmiechnęłam
OdpowiedzUsuń"Czując czując ciało Roberta"
OdpowiedzUsuńjak piosenka z kategorii lekkich i przyjemnych na dyskotece *wiem, czepiam się XD*
borze, kabanosy *na dziwne rzeczy zwracam uwagę o tej porze*
OdpowiedzUsuńSykwonia? Nie... Majka?
OdpowiedzUsuńUMARLAM.
"Jerome i Beks wybyli do sklepu, bo coś tam im zabrakło, pewnie mózgu znając ich." wielbię :3
OdpowiedzUsuńSTOOOOOOOO LAAAAAAAAAAAAT!
OdpowiedzUsuńEj,. "jest ze mną i tym opowiadaniem od początku" to brzmi jak związek, idź, aj cię kocham po przyjacielsku ale nie aż tak XD *zbyt duża miłość do grzywek Daxa*
OdpowiedzUsuńTA DAMM! CONGRATULATIONS my sweetie <3
OdpowiedzUsuńJa też tu trochę jestem <3 I zniecierpliwością czekam na nowe odcinki!
Ten jest rewelacyjny, musiałabym skopiować cały, żeby napisać co mi się podoba. Życzę Ci dużo weny i miliona odcinków.
Joan <3