piątek, 28 stycznia 2011

7. Uważaj, bo obchodzi mnie to, co mówisz.

Muzyka: Activ - Doar Cu Tine.



   - O taką dziewczynę można być tylko zazdrosnym. - Zaśmiał się Darnell wyjmując słuchawki z uszu.
   - Hm... - nie byłam w stanie nic powiedzieć.
   - Trzy razy nie! - Wydarł się Rob, tym razem głośniej.
   - Rob! Śmignę cię kiedyś to ci się odechce! - Usłyszeliśmy głos Nye'a dobiegający z piętra.
   - Przeciamciane masz - odezwał się Ephraim, ja od razu zmarszczyłam czoło:
   - Co ty w ogóle gadasz? - Naskoczyłam na szatyna. - Pierw naucz się mówić - warknęłam.
   - Boję się ciebie! - Krzyknął Beks chowając się za kanapą. - Egzorcystka!
   Walnęłam się otwartą dłonią w czoło i pokręciłam przecząco głową:
   - Ech i ty śpiewasz o prawdziwym facecie? Załamałeś mnie w tym pięknym momencie. - rzuciłam z przekąsem wstając z podłogi. - I tak do tego teledysku nie pasowałeś. - Na odchodne pokazałam znak pokoju i weszłam do kuchni.
   - Chwila a mówiłaś, że nie słuchałaś naszych piosenek - usłyszałam zachrypnięty głos Daxa.
   - Wszyscy kłamią kochanieńki. - Wzięłam do ręki jabłko i przegryzłam je.
   - House'a też podobno nie oglądałaś. - zadrwił Darnell.
   - Uważaj, bo obchodzi mnie to, co mówisz. - szepnęłam do siebie.
   Przez jakiś czas siedziałam w kuchni sama. Taa, ta cisza i spokój to coś dla osoby zadufanej trochę w sobie i nie ceniącej sobie zdania innych. Teraz powinno być „I love my self”, ale nie byłam aż taka, pff.
   Ej, chwila, bo w beret mi coś szczyla. Podrapałam się z dziwną miną w głowę. Po sekundzie przypomniało mi się, że wchodził tu Jerome, ale nigdzie go widać nie było. Wpatrywałam się przez jakiś czas na blat stołu. Cóż za ironia, jeśli ten zboczeniec (jak to stwierdził Rob) tam jest, specjalnie by mnie to nie zdziwiło. Hm, jedyne co mnie już i tak zdziwiło to ciąża mojej niedoszłej bratowej.
   - Szlag by to wszystko - Rzuciłam rozciągając się.
   Chwilę później usłyszałam hałas. Coś jakby uderzyło o podłogę? Spojrzałam pod stół i moim oczom ukazał się mulat z czymś w ręku.
   - Przepraszam pana erotomana z epoki kamienia - uniosłam brew spoglądając na niego. - czemuż to pan niewiastę straszy?
   - Mów po polsku - wysapał zdziwiony.
   - I tak byś nie zrozumiał.
   - Po ludzku miało być.
   - A co, ja mówię po świńsku? - uśmiechnęłam się. - Diable, jam twą kochanicą. - Uniosłam głowę ponad stół, a Jerome wygramolił się spod niego.
   - Nawiedzona jesteś? - Jerome przyglądał mi się uważnie, aż gały mu latały. - Nie dość, że Robert to jeszcze ty? Och, mon dieu...
   - Porównujesz mnie do Roberta? Kochany, nie wiesz jaki błąd popełniasz.
   Nie odezwał się, a ja zaczęłam zgrywać damulkę. Nawet nie wiem skąd to się u mnie wzięło. Poprawiłam swoje rude kłaki  wpatrując się w Romie'ego, który patrzył na mnie jak nie wiadomo kogo.
   - Czemuż tak się lampisz?
   - Udajesz panienkę z wyższych sfer?
   - Nie udawaj, że interesuje cię to w jakikolwiek sposób. - Położyłam nogi na stole widząc, iż Roman to robi.
   - Teraz będziesz powtarzać każdy mój ruch? - Uniósł znacząco brew na co wzruszyłam tylko ramionami.
   - Em... co robicie? - Do kuchni wszedł Rob i od razu kopara sięgała mu podłogi.
   Z Jeromem spojrzeliśmy po sobie i zaśmialiśmy się. Robertowi jakoś do śmiechu nie było, przyjął gniewną miną i spoglądał na nas.
   - Gwałcimy się ze stołem. - zażartował Simeon, a może jednak nie?
   Spoważniałam nagle spoglądając na kompan z nad przeciwka. Po chili zauważyłam jednak, że jakoś dziwnie się zachowuje.
   - Jerome! - Ten wojenny okrzyk rozpoznałabym nawet na dnie morza. O'Callaghan stał za emowcem z taką miną jakby miał rozwolnienie albo inne dziadostwo. - Znowu gwałcisz stół od mojej jedynej ciotki!
   - To jest stół mojej matki?! - Wrzasnęłam spadając z krzesła i uderzając baniakiem o kafelki: - Spoko, spoko, jestem cała.
   Usiadłam szybko na tyłku masując obolałe miejsce. Huczało mi w głowie ja nie wiem... Niby szum fal, coś w ten deseń.
   Pierwszą osobą, która pojawiła się u mojego boku był Darnee a tuż za nim Daxtan. Skupiłam się jednak na twarzy brata - oczy przepełnione troską, żalem i niepokojem, twarz niczym blada ściana a sama mina... właśnie, jej nie potrafiłam w żaden sposób opisać. Wpatrywałam się w bliźniaka tak jak ta cała Bella w Edwarda, w niedoszłym horrorze.
   Pokręciłam przecząco głową, aby spojrzeć przed siebie, na lodówkę czy nawet na wypełniony po brzegi śmietnik.
   - Na pewno? - Dax jak zawsze był nadopiekuńczy.
   - A czy byłam kiedykolwiek czegoś nie pewna? - uniosłam brew spoglądając na kuzyna.
   - No, zdarzyło się - powiedział Darnell. - Faceci się ciebie nie trzymają.
   Zanim dokończył dostał ode mnie sójkę w bok, po czym zaczęliśmy się śmiać.
   - Ale i tak uważam, iż ten tekst był nie na miejscu.
   - Wiem o tym, ale lubię twój łokieć. - Puścił do mnie oczko i poklepał mnie po głowie.
   - Pierwszy raz mówisz takie coś. - Spojrzałam na niego zdziwiona.
   - Rzadko rozmawiamy - odpowiedział po czym wstał jak poparzony. - Siostra ty krwawisz! - Z desperacją w głosie spojrzał na dłoń, która jeszcze sekundę temu znajdowała się na mojej głowie.
   - Nie trzeba było wspominać o tym diable - odezwał się rozbawiony Jerome po czym znowu gdzieś polazł.
   - Diabła zostaw w spokoju. - Syknęłam wraz z Robertem.
   Spojrzałam na emowca z troską, a potem na resztę:
   - Spokojnie, nie umieram. - Od razu uniosłam wskazujący palec. - Nie, nie pojadę z takim gównem do lekarza, Dax. - Spojrzałam kpiąco na blondyna, który westchnął.
   - A jak zrobiłaś sobie coś w łeb? - Spytał Rob, wzruszył ramionami po czym wyszedł z kuchni. Dziwniejszego człowieka niż on to ja nie widziałam.
   - Jak jakieś objawy wystąpią to wtedy się zgłoszę, pasi panowie? - Ledwo podniosłam się z podłogi, chwiało mną jak łódką. Chyba przestanę pić płyn do chłodnic, ostatnio piłam go dwa miesiące temu, ciekawe.
   Zauważyłam, że chłopacy wpatrywali się we mnie w zamyśleniu przez dobre kilka sekund, które stawały się dla mnie godzinami.
   - Chyba, że coś zauważymy - brat uniósł brew.
   - I wtedy nie będziesz mogła się nam sprzeciwić. - Dokończył Dax zakładając ręce na piersi.
   - Nie miałabym nawet takiego zamiaru - westchnęłam. - Dążylibyście do tego, a szczerze mówiąc mam to głęboko w poważaniu. - Podeszłam do lodówki chwiejnym krokiem. Wyjęłam lód i zawinęłam w ręcznik po czym przyłożyłam go sobie do głowy.
   - Dobrze rozumujesz - powiedział Darnell na odchodne.
   - O co mu chodzi teraz? - Widząc minę blondasa westchnęłam i na powrót usiadłam przy stole.
   - Chryste, moje kafelki! - Zapiszczał Ephraim padając na kolana w miejscu w którym stuknęłam głową.
   - To tylko kafelki, Eph. - skomentowałam.
   - Nie, to holenderskie kafelki!
   - Weź... nie drzyj się, łeb boli... - syknął do szatyna Dax wskazując na mnie.
   - TY! - Ephraim wskazał na mnie z furią w oczach.
   - Co? - zatrzepotałam ze zdziwieniem rzęsami.
   - Nie żyjesz - tupnął nogą. No, i kto tu pokazuje kobiece skłonności?
   - I tak umrę - prychnęłam wstając z krzesła i zmierzając w stronę przedpokoju. - Nawet nie wiesz kiedy. - pokazałam znak pokoju i udałam się do siebie.
   Widząc, że w moim pokoju jest spokój, cisza, i że nikt mnie o nic nie oskarży a tym bardziej w jakikolwiek sposób mnie nie zdenerwuje weszłam do środka i pierwsze co zrobiłam to... otworzyłam szeroko buzię.
   - Coś ty zrobiła z moją oazą spokoju?! - warknęłam na przyjaciółkę rzucając gdzieś w kąt zimny okład.
   - Nudziło mi się... - głos jej zadrżał.
   - Vivien, do cholery jasnej, mówiłam ci tysiąc razy żebyś nigdy, przenigdy nie sprzątała moich rzeczy. - Podeszłam do niej zakładając ręce na biodrach.
   - To był impuls no... przepraszam.
   - Powiedzenie tego głupiego słowa nic ci nie da. - Wywróciłam oczami i westchnęłam. - Wiem, że hormony ci buzują, ale zrób co dla siebie. - Spojrzałam na nią. - Lepiej nawet by było gdybyś zastanowiła się jak o tym powiesz Darnellowi.
   - Ale o czym? - do pokoju wszedł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz