wtorek, 15 kwietnia 2014

32. Jestem tylko świrem.


Muzyka: Blue - Without You (2013).



   Więc to była RoseMary?
   Stałam dłuższą chwilę wpatrując się w dziewczynę tulącą się do szatyna. Uśmiechała się wesoło wydobywając z siebie cichy chichot. Ephraim miał rację - była niewyobrażalnie piękna. Wydobyłam z siebie cicho westchnięcie. Przekroczywszy prób i wydostając się z objęć Beksa, RoseMary wyciągnęła swoją dłoń w kierunku mojej osoby. Wpatrywałam się w jej dłoń przez chwilę - była wytatuowana, nie mogłam tylko dostrzec moim zmęczonym wzrokiem co dokładnie na niej widniało. Uścisnęłam jej dłoń uśmiechając się szeroko i przyjaźnie. O dziwo czułam jej dobroć, chociaż czy to było dobre słowo? Mówiąc szczerze nie wiedziałam jak mam wyjaśnić to, co poczułam. Ale na pewno nie wydawała się być wredna. Nie wiedziałam jak mam to sobie wszystko wyjaśnić...
   - RoseMary - przedstawiła się, a uśmiech na jej twarzy poszerzył się.
   - Sannie - odpowiedziałam po czym zachęciłam by weszła dalej.
   Zdjęła płaszcz a Ephraim powiesił go na wieszaku. Weszłam za mną do salonu, gdzie Jerome mizdrzył się do mojego narzeczonego. Pokręciłam z rozbawieniem głową patrząc na to. Nie mogłam zrozumieć mulata w niektórych chwilach, Diana patrzyła na to zdenerwowana i nabzdyczona jak osa. Czyżby zazdrość ją zjadała?
   - ROOOOOOOOOOOOOOOOOOSE! - wydarł się na całe gardło Simeon odrywając się od Roberta i przyklejając się do szatynki. Kątem oka zauważyłam jak menadżerka chłopaków wzdycha po czym idzie w naszą stronę.
   - Cześć, RoseMary - przywitała ją, ale najwidoczniej jej nie usłyszała.
   - Dobra, Jer, spokojnie - zaśmiała się nowo przybyła. - Witaj, Diano - przywitała brunetkę wesołym uśmiechem po czym przytuliła ją. - Siemasz, Robbie.
   Przepraszam, ale czy ona powiedziała „Robbie”? Nie żebym poczuła ukłucie zazdrości, no ale... ROBBIE?!
   - Hej - odpowiedział uśmiechnięty Robert podchodząc do mnie i obejmując w talii. - Miło cię widzieć.
   - Ej, patrzcie kto przyszedł! - zakomunikował szatyn wchodząc do pokoju z trzema dziewczynami.
   Poczułam jak mięśnie punka napinają się co skutkowało tym, iż mocniej mnie przytulił. Czułam jak powietrze się zagęszcza nie wiedząc nawet z jakiego może to być powodu. Przyjrzałam się dziewczętom - dwie były najwyraźniej bliźniaczkami: rozróżniały je fryzury jak i kolor włosów - jedna była brunetką i miała związane włosy w kok; druga zaś miała turkusowe, rozpuszczone. Obie jednak miały wyrazisty makijaż i wydawało mi się, że idealnie nadają się na walkę w kisielu. Trzecia wyglądała na spokojną i bardzo pewną siebie, co skutkowało tym, że źle się poczułam w środku. Po jej twarzy wywnioskowałam, że przyszła na łowy. Tylko konkretnie na kim?
   - To Susan, Candance i Vivian - Eph przedstawił mi dziewczyny zaczynając od brunetki z kokiem i kończąc na tej łowczyni.
   Poczułam rosnącą gulę w gardle. Czemu czułam, że wydarzy się dziś coś złego? Albo chociaż w najbliższym czasie... Diana spojrzała na mnie z troską a Rosie ze współczuciem. Wyczułam, że tylko Ephraim cieszy się z przybycia tych trzech.
   - Miło mi - powiedziałam po dłuższej chwili.
   Emuś, Diana i Ephraim zniknęli z widoku po krótkiej chwili. Dziewczyny zaczęły wlewać w siebie alkohol a Romie ze sztucznym uśmiechem dotrzymywał im towarzystwa. Nye pewnie nie miał ochoty się z nami bawić w dniu dzisiejszym, w sumie nie widziałam go dzisiaj. Dax był  aktualnie w trakcie powrotu ze sklepu, gdzie miał za zadanie zakupić tort, szampana i chipsy.
   Usiadłam z Rose na kanapie. Poczułam się coraz bardziej spięta. Dziwnie czułam się bawiąc. Nie żebym nigdy tego nie robiła, tylko, że zawsze tak ze mną jest, iż nie mogę znaleźć sobie miejsca...
   - Ciekawe o czym rozmawiają - zagadałam Rosie.
   - Też mnie to ciekawi - mruknęła. Zerknęła w moją stronę uśmiechając się. Odwzajemniłam jej uśmiech. - Opowiadali ci co działo się podczas trasy?
   - Nie specjalnie - odpowiedziałam ciężko wzdychając. - Tajemniczy są.
   - Powiedzą - zapewniła. - Ale powiem ci, Sannie, że było niesamowicie! Tyle ludzi. Szczęśliwych! To coś wspaniałego. Treningi były wesołe, spędzaliśmy je w siódemkę bardzo miło.
   - Siódemkę? - zdziwiłam się spoglądając na nią.
   - Tak. Ja, Diana i chłopaki - rzekła wzruszając ramionami. - Te tyczki jakoś nie kwapiły się aby się zintegrować. Na treningach zamiast ćwiczyć układ to się zalecały do chłopaków. Oczywiście Ephraimowi to schlebiało, no ale reszcie jakoś to nie pasowało. Z Dianą byłyśmy poirytowane za każdym razem. Dax tracił swoją anielską cierpliwość, dasz wiarę?
   - Zawsze myślałam, że to przy mnie ją zaczyna tracić.
   - Najwidoczniej one potrafią bardziej - westchnęła wstając. - Napijesz się?
   - Tak, chętnie.

   Zegar wskazywał dwudziestą pierwszą trzydzieści trzy. Do salonu wrócili Ephraim, Diana i Robert. Po minie punka wywnioskowałam, że jest zmieszany, ale konkretnie czym? Nie chciałam pytać, takie zmartwienia wolę pozostawić na przyszły rok. Teraz miałam w planach aby wybawić się za wsze czasy i to u jego boku, którego brakowało mi przez trzy miesiące. Emuś podszedł do stołu i napił się piwa. Podeszłam do niego uśmiechnięta, szumiało mi lekko w uszach.
   - O czym rozmawialiście? - spytałam.
   - O niczym szczególnym - uśmiechnął się. - Ale masz różowe policzki.
   - Cóż... alkohol źle na mnie działa, jak widać - zachichotałam opierając policzek o jego ramię.
   - Impreza dopiero co się zaczęła, a ty już wstawiona, kotku? - zaśmiał się cicho.
   - Nie jestem wstawiona - zrobiłam minę dziecka, któremu nie chce się dać lizaka.
   - Załóżmy, że ci wierzę - ucałował mnie w czubek nosa. Zmarszczyłam czoło przyglądając się chłopakowi bez słowa. - Kocham cię, wiesz?
   - Wiem - odpowiedziałam odsuwając się od niego. Wzięłam kubek z piwem i napiłam się.
   - Wiesz - szepnął mi do ucha - chciałbym gdzieś z tobą pójść pół godziny przed północą.
   - Gdzie?
   - To niespodzianka. Tylko zgódź się.
   - Dobrze - uśmiechnęłam się szeroko, chociaż w głębi ducha już zaczęłam zastanawiać się o co może mu chodzić.

   Bawiliśmy się jak jeszcze nigdy. W między czasie przybył Dax z zapasem na resztę wieczoru. Widząc RoseMary od razu uśmiechnął się szeroko. Dawno nie widziałam go w takim stanie. Cieszyłam się również widząc jego radosną buźkę, takiego go kochałam.
   - Jeszcze trochę i idziemy - Uncles szepnął mi do ucha po kilkunastu minutach. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał dwudziestą trzecią. Psychicznie zaczęłam nastawiać się na niespodziankę urządzoną przez niego.
   Skinęłam głową po czym upiłam kolejny łyk z kieliszka z szampanem po czym ruszyłam potańczyć razem z Rosie. W pewnym momencie poczułam dłonie na biodrach. Domyśliwszy się, że to Robert przeprosiłam nową znajomą i ruszyłam za chłopakiem w kierunku drzwi a następnie jego samochodu. Emuś otworzył drzwi mi drzwi, co było dla mnie miłym zaskoczeniem. Wsiadłam do środka zapinając automatycznie pas. Chłopak okrążył samochód po czym wsiadł i odpalił silnik.
   Przez większość drogi słuchaliśmy muzyki nie zamieniając między sobą ani słowa. Denerwowałam się, zachodziłam w głowę dlaczego, lecz nie znalazłam odpowiedzi. Podjechaliśmy pod blokowisko, wyjrzawszy przez okno zauważyłam, że jest ono bardzo luksusowe. Wysiedliśmy i udaliśmy się do środka.
   Rob otworzył przede mną drzwi mieszkania, które wynajął na dzisiejszą noc. Wnętrze było przytulne - dominował beż wraz z błękitem. Uśmiechnęłam się szeroko, odwróciłam się na pięcie aby spojrzeć na chłopaka.
   - Przytulnie tu - przyznałam wesoło.
   - Cieszy mnie to - uśmiechnął się zawadiacko podchodząc znacznie bliżej. Objął mnie w pasie. - Napijemy się?
   - Chętnie - odpowiedziałam. Musnął mój policzek po czym podszedł do stolika na którym znajdowało się wino. Ustawił kieliszki po czym nalał krwistoczerwoną ciecz. Podał mi na wpół pełny kieliszek. - Dziękuję - mruknęłam namaczając delikatnie usta. - Więc co będziemy robić?
   - Przekonamy się - rzucił tajemniczo, aż poczułam dreszcze. Poczułam jak lekko pieką mnie policzki.
   - Skoro tak - mruknęłam.

/ perspektywa Jerome'a

   - No chyba kpisz! - zaśmiałem się Daxowi prosto w twarz.
   - Stary, przecież to widać - wzruszył ramionami z zawadiackim uśmiechem. - Podkochujesz się w niej.
   - Błagam cię, co ci strzeliło do głowy? Tabletka gwałtu? - wywróciłem oczami krzyżując ręce na klatce piersiowej.
   - Romie, błagam, nie rozśmieszaj mnie - położył dłonie na moich ramionach, ponownie wywróciłem oczami. - Widać, że masz chrapkę na moją kuzynkę.
   - Za dużo wychlałeś - mruknąłem bez cienia emocji.
   - Oboje wychlaliście za dużo - Beks parsknął śmiechem opierając się o nas.
   Jak on mnie po alkoholu irytuje, doprawdy.
   - Ej, ludzie! - usłyszeliśmy głos Diany. - Zaraz Nowy Rok! - uniosła kieliszek ku górze.
   Bez słowa zdecydowaliśmy z blondasem, że dokończymy tę rozmowę rano. Chociaż zacząłem zachodzić w głowę o co mu chodzi, jak ja w ogóle nic złego nie robię! Chyba mu kobiety brakuje, czy coś...
   Podeszliśmy do stołu i wzięliśmy po kieliszku po czym podeszliśmy do dziewcząt - stanąłem obok Diany, Dax obok Rosie a Ephi wepchnął się między bliźniaczki, a Nye... znudzony siedział na kanapie. Bo cóż innego mógłby robić. Zaczęliśmy odliczać, a kiedy skończyliśmy stało się coś, czego nikt by się nie spodziewał, no chyba, że Ephraim - on wie wszystko, jasnowidz jeden! Mianowicie Dax pocałował Rosie. Złość i zaskoczenie malowały się na twarzach trójki dziewcząt, a młody zaczął radośnie klaskać i wiwatować. Najwyraźniej wiedział, że w końcu się to wydarzy. Szkoda tylko, że ominęło to nasze gołąbeczki. No cóż... i dobrze i tak.
   - J-ja... Dax... - RoseMary nie potrafiła złożyć logicznego zdania po tym czułym pocałunku blondyna. Normalnie romanse się tu dzieją, aż jestem w szoku!
   - Nic nie mów - odpowiedział jej blondyn po czym ponownie zatopił ich usta w pocałunku.
   W pierwszej chwili zaczęło zbierać mi się na wymioty widząc te cukierki, misie, tęczę, więcej cukierków dookoła tych dwoje. Ale w głębi ducha cieszyłem się, że Daxi w końcu pozbierał się po utracie ukochanej żony i chce zacząć od nowa. Cudowne przywitanie nowego roku z jego strony.

/ perspektywa Sannie

   Obudził mnie zapach świeżo zmielonej kawy i mandarynek. Uniosłam powieki i zamrugałam kilkakrotnie aby oczy przyzwyczaiły się do światła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu - słońce przebijało się przez delikatne kremowe zasłony. Uniosłam się na łokciach i uśmiechnęłam się widząc Roberta siedzącego przy stoliku naprzeciwko łóżka. Miał na sobie tylko spodnie.
   - Dzień dobry, księżniczko - przywitał się gdy mnie zauważył.
   - Hej - mruknęłam jeszcze zaspana. - Która godzina?
   - Dochodzi pierwsza.
   - Długo spałam - zachichotałam cicho.
   - Jak na twoje standardy to tak, zdecydowanie - zaśmiał się wpatrując się we mnie.
   - To było wspaniałe przywitanie Nowego Roku, zdecydowanie.
   - Lepszego nie można było sobie wymarzyć, co? - uniósł prawą brew po czym wstał i podszedł do mnie. - Słodko wyglądasz jak śpisz.
   - Pierwszy raz mi to mówisz - wywróciłam oczami będąc pewną, że sobie tylko żartuje. - Ale i tak przesadzasz.
   - Kochanie, mógłbym być ogrodnikiem, ale niestety... - uniósł kącik ust ku górze. - Jestem tylko świrem.
   - I chyba za to kocham cię najbardziej.
   - I pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu żarliśmy koty, nie? - wstał podchodząc. Nachylił się i ucałował moje czoło.
   - Jednak kto się czubi ten się lubi - poruszyłam brwiami po czym westchnęłam. - Wypadałoby wracać, prawda? Dax pewnie się martwi...
   - Zapewne - mruknął. - Ale jesteśmy dorośli i możemy trochę mu uciec.
   Westchnęłam tylko na jego wypowiedź. Naprawdę chciał narażać się Daxowi na trudniejsze ćwiczenia, gdy będą opracowywać kolejne układy? NAPRAWDĘ? Ja bym się nie narażała, zresztą... kuzyn wie jaka jestem buntownicza w stosunku do jego nadopiekuńczości. Wywróciłam oczami po czym wstałam ociężała z wygodnego materaca. Ubrałam szybko to, co pozostawiłam przed snem na podłodze. A raczej co punk zdjął ze mnie.
   - Wracajmy już, naprawdę. Proszę? - spojrzałam błagalnym wzrokiem na chłopaka. Założyłam właśnie buty na obcasie następnie poprawiając rozczochrane włosy.
   Ten skinął tylko głową również ubierając się do końca. Po kilku minutach wyszliśmy z budynku, wsiedliśmy do auta i popędziliśmy do domu. Gdy przekroczyliśmy prób lexingtonowego domu rozdziawiliśmy usta - bałagan niesamowity! W powietrzu czuć było alkohol, wymiociny i pomarańcze. Była też absolutna cisza (prócz chrapania, oczywiście). Kątem oka zauważyłam, że w salonie znajdowali się wszyscy, nawet Candance, Vivian i Susan. Najwidoczniej zaszaleli jak jeszcze nigdy, co mnie trochę rozśmieszyło. Spojrzałam na Unclesa, ten wzruszył tylko ramionami. Westchnęłam po czym ruszyłam do swojego pokoju - wzięłam z niego kilka rzeczy i udałam się do łazienki.
   Kiedy odświeżyłam się, i Robert również, postanowiliśmy posprzątać z grubsza aby podchmieleni domownicy i goście nie potknęli się o puste butelki. Skończywszy pakowanie szkła do przeznaczonego worka udaliśmy się do kuchni w celu przygotowania posiłku dla naszej jedenastki. Rob zadeklarował, że zrobi spaghetti. Zawsze zastanawiałam się co lubi gotować, ale najwyraźniej mówiąc „spaghetti” z szerokim uśmiechem rozwiał moje wątpliwości i najwyraźniej to lubił przygotowywać.
   - Lubisz? - usłyszałam, co wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałam na narzeczonego, który zawiązywał właśnie fartuszek za plecami. Zachichotałam widząc nadruk z Green Dayem, i to w animowanym! - No co?
   - Nie sądziłam, że masz taki fartuszek.
   - Wiesz... w końcu czymś trzeba się wyróżniać - wzruszył ramionami po czym wyciągnął z szafki garnek.
   - Ty i tak już się wyróżniasz - zaczesałam niesforny kosmyk włosów za ucho uśmiechając się w jego kierunku.
   - Ta, czym? Bebzonikiem? - zaśmiał się wesoło. Nalał wody do naczynia po czym postawił na kuchence i podpalił gaz. Spojrzał na mnie rozbawionym jak i obojętnym wzrokiem. - Hm?
   - Nie, tu nie chodzi o twój brzuch - zmarszczyłam czoło. Serio, myślał o swoim brzuchu? - Bardziej o to, że malujesz oczy, chociaż robisz to rzadziej, ale sam fakt się liczy.
   - Cóż, możesz mieć rację - kiwnął głową.

   W ciągu godziny przygotowaliśmy posiłek. Dla żartu Robert postanowił, że możemy ich oblać wodą jak w Lany Poniedziałek, co wydało mi się trafionym pomysłem zważywszy na to, iż po tak upojnej nocy jaką pewnie mieli przyda im się mroźna pobudka. Wzięłam pustą butelkę po wodzie mineralnej i dałam zakrętkę chłopakowi, aby zrobił w niej dziurkę, ja natomiast zajęłam się nalewaniem wody do wnętrza butelki. Gdy zakończyliśmy przygotowania udaliśmy się na palcach do salonu, gdzie od razu Rob zaczął wszystkich oblewać wodą. Miny wszystkich oblanych były bezcenne. Dax zerwał się na równe nogi łapiąc się za głowę - pewnie bał się, że włosy mu się rozpuszczą. Podobną reakcję miały Candance, Vivian i Susan, co mnie za specjalnie nie zdziwiło; wyglądały na takie, co tylko wygląd się dla nich liczył, od razu ich nie polubiłam. RoseMary, Ephraim, Diana i Jerome pierw oburzyli się całą sytuacją a następnie zaczęli radośnie się śmiać, co tylko sprawiło, iż uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
   - CO WY ROBITAAAAAAA?! - Krzyknął Dax z widocznym na jego twarzy rozbawieniem.
   - Budzimy was na śniadanie - odparłam powstrzymując się od napadu śmiechu, który zbliżał się wielkimi krokami.
   - Och, jacy wy mili - parsknęła rozbawiona Diana.
   - To chamskie! - wrzasnęła oburzona Susan. - Jesteście... żałośni! - wybuchnęła po czym udała się do wyjścia, a za nią jej siostra i przyjaciółka.
   - Za grosz poczucia humoru - jęknął zrezygnowany Rob. - Myślałem, że potrafią się bawić.
   - Tipsy w górę, uła, uła! - powiedziałam wraz z Rosie i Dianą unosząc dłonie do góry. Ach, ta solidarność jajników.
   - Jesteście szurnięte - zaśmiał się Nye, miło było go widzieć rozbawionego.
   - Chodźmy jeść, bo wystygnie - powiedziałam. Skinęłam głową i ruszyliśmy wszyscy w stonę kuchni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz