piątek, 25 lutego 2011

8. Na pewno jest w tobie zakochany.

Muzyka: Nick Carter - Burnin' Up.



   - Lepiej nawet by było gdybyś zastanowiła się jak o tym powiesz Darnellowi.
   - Ale o czym? - do pokoju wszedł Robert.
   - Nie dość, że nie pukają to jeszcze podsłuchują. - mruknęłam spoglądając na chłopaka.
   - O czym chcecie powiedzieć Darnellowi? - Zaplótł na piersi swe ręce i zadarł brodę.
   - Jak mu powiesz to cię zabiję - zagroziła Vivien.
   Och, groźba czy szantaż? Szczerze mówiąc powiedziałabym Robertowi, ale nie miałam również żadnej pewności, że się nie wygada.
   - Och, to nic takiego - machnęłam ręką. - Po prostu szykujemy niespodziankę na walentynki.
   - Walentynki? - Robowi oczy wyszły z orbit a Vivien tylko cicho za mną syknęła.
   - Tak... bo co? - Uśmiechnęłam się głupkowato.
   - Walentynki są dopiero za siedem miesięcy - brunet uniósł brew. - Coś mi ściemniasz.
   - Robert, Robert... - podeszłam do niego i poklepałam go po ramieniu. - I tak za bardzo tego nie rozumiesz.
   - Poza tym i tak nie wiemy czy byś się nie wygadał - dodała Ivie z nutką jadu.
   - Za dochowaniem tajemnicy coś się kryje - oznajmił.
   - Ale o co chodzi? - Zrobiłam minę kompletnego idioty. Teraz zupełnie nie wiedziałam o co chodzi Unclesowi.
   - Sannie - odezwała się brunetka. - będziesz musiała zrobić swoje prze boskie ciasteczka.
   - Ciaaaaaaaaaaastkaaaaaaaa!? - Na twarzy Roba pojawił się bardzo szeroki uśmiech. - Jak będę miał zapas ciastek na miesiąc...
   - O nie, nie... - pomachałam palcem robiąc przy tym dzióbek.
   - San, chcesz mieć kłopoty? - Viv zaplotła ręce na piersi.
   Jasny gwint, co z nią? Nagle zrobiła się taka... paniusiowata i poważna. Szlag! Czemu zawsze ja mam wokół siebie takich ludzi?
   - Och, wybacz moja droga panno, ale ja nie mam z tym nic wspólnego - prychnęłam. - I jedyną osobą, która może mieć kłopoty to właśnie ty. Trzeba było wcześniej pomyśleć.
   - Powiedź to swojemu bratu. Gdyby nie on to by się nie stało. - wzruszyła beznamiętnie ramionami.
   Poczułam ukłucie w klatce piersiowe, aż złapałam się za nią. W głębi mnie coś mówiło, iż to co mówi Vivien jest kłamstwem. Niby to wina Darnella, że jest w ciąży? Łzy same zaczęły spływać po moich polikach.
   - Wiedziałam... nigdy go nie kochałaś! - prawie wrzasnęłam. - Chciałaś go złapać tylko na dzieciaka. Wszystko było udawane... jak mogłam dać się tak wrobić. - spoważniałam. - I to jeszcze przez ciebie?
   - Hm, nie było was tak trudno wrobić. - Zadrwiła z szatańskim uśmiechem.
   - Czy każdy mieszkaniec Kalifornii musi grać na emocjach innych i ich ranić?! - Nie wytrzymałam i zaczęłam na dobre płakać zakrywając dłońmi twarz.
   - Więc teraz wiesz do czego jest zdolna taka laska jak ja - pociągnęła teatralnie nosem. - Teraz wybacz, muszę powiedzieć Darnellowi jaka to jego siostrzyczka jest niedobra i zaczęła po mnie jeździć. - Po wypowiedzeniu tych słów szarpnęła mną uśmiechając się przy tym szyderczo i wyszła z pokoju.
   Stałam w bez ruchu przez dobre dwie minuty po czym padłam na kolana. Łzy ciekły po moich policzkach niczym woda z kranu. Teraz zupełnie nie wiedziałam co mam robić.
   - To ona jest w ciąży? - Usłyszałam za sobą zdziwiony głos Roberta. - I to była ta cała tajemnica?
   - Teraz już jej nie wierzę - warknęłam na siebie. - Jak mogłam być taka głupia... Coś czułam, że coś ściemnia.
   Teraz byłam zupełnie rozdarta, jeszcze bardziej niż przy wiadomości, że są razem. Choć wiele razy podejrzewałam, że Vivien coś kręci. Będąc w jednym z klubów w Miami zauważyłam ją kiedy obściskiwała się z jakimś kolesiem, a następnego dnia wypierała się, że była u kumpeli, która na domiar złego dał jej alibi! A ja jej uwierzyłam...
   Poczułam na ramieniu dłoń bruneta. Odwróciłam się do chłopaka i wtuliłam się w niego nie mówiąc ani słowa.
   - Wypędzimy ją stąd - pocieszył mnie. - Widziałem nawet dziś jak próbowała poderwać Ephraima i Daxa.
   - O'Callaghana i Beksa? - Odsunęłam się do tyłu i zamrugałam ze zdziwieniem oczami.
   Rob pokiwał znacząco głową:
   - Kiedy Blondas jej powiedział, że jest żonaty szukała jakiegoś haka na młodego. - spojrzał na mnie. - Ale ten powiedział, że ma kogoś na oku. - Zamyślił się na krótki moment. - Ciekawe...
   - Co jest ciekawe?
   - To, że prócz Vivien i ciebie... Po prostu prócz was, Eph nie zna innych dziewczyn. - Ponownie się zamyślił. - Na pewno jest w tobie zakochany.
   - We mnie? - Wskazawszy na siebie roześmiałam się wesoło. - Doskonały żart, Rob. Od razu humor mi się poprawił. - popatrzyłam na niego.
   - Ale mówię serio. - zmarszczył brwi. - Przecież miłość nie wybiera.
   - Taa - skrzywiłam się. - Ale co może wiedzieć taka osoba jak ja czy ty?
   - Dobre pytanie. - Rozciągnął się. Poczochrał sobie włosy podchodząc do drzwi:
   - I może udajmy, że nigdy nie rozmawialiśmy na temat miłości. To obrzydliwe.
   - Zgadzam się z tobą - uśmiechnęłam się szeroko i położyłam się na podłodze.
   Robert wyszedł be jakiejkolwiek widocznej zmarszczki na czole a tym bardziej nie odezwał się.

   Następnego dnia pomiędzy niektórymi czuć było napięcie - szczególnie między mną, Vivien i Darnellem. Dax spoglądał na nas oczami przepełnionymi żalem i nostalgią. Domyślałam się, że pewnie rozmawiał bądź podsłuchiwał rozmowę Darnella z dziewczyną. Nye jak zwykle siedział u siebie i ćwiczył, przychodził tylko się napić, coś zjeść lub wydrzeć się na Jerome'a lub Roba. Ci dwaj szaleni jak nigdy - nie wiem ci ich ta strasznie cieszyło, a może najnormalniej w świecie dostali głupawki? Nie zdziwiłoby mnie to. Jerome wraz z emowcem to są istne wulkany energii, aż czasem trudno za nimi w jakikolwiek sposób nadążyć. Natomiast Ephraim - Eph dla odmiany czytał książkę zajadając się mandarynkami. Czyżby zaczął dbać o linię papilarne czy Robert wszamał mu wszystkie słodycze, które miał schowane pod łóżkiem? W sumie nic mnie to nie interesowało. Dziś nikt mnie nie obchodził, dodając do tego mój humor...
   - Chodź z nami - zawołał do mnie Jerome.
   - Daj mi spokój erotomanie. - Uniosłam na niego wzrok. Miał na sobie dresową kurtkę i czapkę koloru bordowego.
   - Nie daj się prosić - nalegał Rob. - Przyda ci się trochę ruchu. - wyszczerzył się.
   - Czy wy kiedykolwiek dajecie komuś spokój?
   - W cuda wierzysz? - Odezwał się Dax unosząc brew. - Ale zgadzam się z nimi, powinnaś się przejść.
   Zmarszczyłam brwi i zamrugałam oczami. Nie chciało mi się wychodzić, od wczoraj nie miałam ochoty na nic.
   - No dobra - wywróciłam oczami wstając z kanapy. - W sumie i tak nie ma co robić. - mruknęłam podchodząc do chłopaków.
   Kiedy wyszliśmy z domu Rob i Romie jarali się jak świeczki. Pewnie sami nie potrafiliby mi powiedzieć co ich tak bawi, sama nawet nie chciałam dociekać. Przemierzając centrum handlowe w Hamburgu chłopcy śmieli się jak opętani a ja chodziłam za nimi jak piesek, sądząc że chcą wywinąć jakich głupi numer.
   I tak jak podejrzewałam - Robert i Jerome właśnie takowy robią. Mianowicie Jerome ściągnął podkoszulek i zaczął zaczepić ludzi oraz tańczyć dookoła. Podobnie Rob tylko, że on tańczył jak jakaś porcelanowa lalka.
   - O mój Boże! - mruknęłam do siebie przyglądając się chłopakom z tyłu. - Wiocha...
   W tym momencie Romie zaczął zachowywać się jak jaskiniowcem czy jakiś inny potomek niedorozwiniętego czegoś potocznie zwanym małpą. Choć szczerze wolę małpy bardziej niż ludzi, ale i tak na to samo wychodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz