poniedziałek, 22 sierpnia 2011

17. Jeśli chodzi o taniec, to dla Daxa nic nie jest trudne.

Muzyka: Emmanuel Moire - ça Me Fait Du Bien.



   Rano, kiedy chłopcy jeszcze spali w najlepsze siedziałam w salonie zajadając parówki, których praktycznie i tak nikt nie je. A ze względu na to, że jestem nieźle za parówkami to zaczęłam je zajadać, no bo jak mają się zmarnować to lepiej zjeść i odchorować. Jeśli któryś z nich będzie miał problem to niech sobie zamontują w swoim pokoju lodówkę i trzymają je na klucz tak długo, aż osiądzie na nim pleśń. Oglądałam właśnie jakiś program typu „pokażemy Wam nawet jak zabić teściową za pomocą klucza francuskiego” - bynajmniej tak to zrozumiałam, a przyznaję, iż czasem ciężko u mnie z kapowaniem. Jestem jednym, wielkim chodzącym CKM'em [czyt. Ciężko Kapująca Mózgownicą.] i weź się tu czasem ze mną dogadaj w niektórych kwestiach.
   Zauważyłam, że do salonu weszli Dax i Rob. No fajnie, a chciałam pogadać z kuzynem bez osób trzecich, no cóż, będę musiała to jakoś przetrzymać niestety. Jednemu będzie pewnie trudno tego słuchać, drugiemu odpowiedzieć a mi o tym mówić. Że też musiało do tego dojść, by szlag trafił każdego następnego, aww. Obydwoje usiedli po obu moich stronach na kanapie. Uniosłam wzrok do nieba, no i co jeszcze?
   - A ty co tak siedzisz sama i zajadasz parówki Romana? - odezwał się Uncles przyglądając się mojej skromnej osobie.
   - Nie je ich, to sobie je zajadam. Logika. - poklepałam go po czole, do którego miał tak jakby przylepioną grzywkę.
   - O ta, jasne. - Zrobił minę niedowiarka.
   - Daxiu - zwróciłam się do kuzyna. - chciałabym z tobą pogadać.
   - O czym? - spytał przeglądając jakąś gazetę.
   - No bo... - Tak, tak, nie wiem jak zacząć i to rozegrać. Zepnij się dziewczyno! - Wczoraj przez przypadek, ale takie wieeelki przypadek... - skrzywiłam się w tym momencie. - całowałam się z Nickolasem. I nie wiem teraz jak mu powiedzieć, żeby sobie za dużo nie myślał.
   Kątem oka zerknęłam to na jednego, to na drugiego - kuzyn rzucił gazetą za siebie wstając pośpiesznie i krztusząc się powietrzem, a Rob oplótł dłońmi swoją szyję równocześnie napinając każdą komórkę swego ciała.
   Po dłuższej chwili obydwoje patrzeli na mnie obojętnym wzrokiem. Hakuna matata, tata ma kunę - zaczynam się bać. Chociaż nie, jednak nie. No bo co mogę usłyszeć?
   - Po prostu mu to powiedz. I już. - skwitował Robert uśmiechając się blado.
   - O, właśnie! Robert wyjął mi to z ust. - Dax klasnął w dłonie.
   To wszystko z waszej strony? Świetnie, zamiast usłyszeć poradę od kuzyna to otrzymałam ją od Emusia, też coś. Ale w sumie... rację ma chłopak. Jak na samą złość.
   - San, mogłabyś nam wytłumaczyć o co chodzi twojemu lovelasowi i tej dziewczynie? - kuzyn uniósł brwi w zaciekawionym geście.
   - Po eins, Nickolas nie jest moim lovelasem. - pogroziłam kuzynowi palcem. - Po zwei Jezbell to jego siostra, którą zajmuje się po śmierci rodziców. Drei, najwidoczniej chłopaka to przerosło, więc młoda popadła w złe towarzystwo. Zaczęła kraść, kłamać i szatan wie co jeszcze. - wzruszyłam ramionami nabierając powietrza do płuc. O mały włos a zapowietrzyłabym się.
   Chłopacy patrzeli na mnie z rozdziawionymi ustami. Aż taki to dla nich szok? Niby nigdy o takim czymś nie słyszeli? No, teraz to pojechali na bandzie. Język mi uciekł z wrażenia na Jowisza.
   - Romie chyba ją polubił. - mruknął z udawaną powagą Dax.
   - Ee tam - machnęłam ręką. - Za młoda jest dla niego. - pokręciłam nosem. - Erotoman w końcu znajdzie swoją owieczkę.
   - Teraz to pojechałaś - Uncles pokręcił głową.
   - Oakleyowi też by się przydała jakaś - zażartował O'Callaghan idąc tanecznym krokiem w stronę okna.
   Uniosłam brew przyglądając się blondynowi bardzo uważnie. Wyglądał na szczęśliwego i to cholernie szczęśliwego. Mówiąc szczerze pierwszy raz go takiego widzę go w takim nastroju. Jeśli szamnął grzyby halucynogenne to w tym domu długo nie pożyje ani on, ani ja. Jak Dax być wesoły to Sannie zazwyczaj ma jakiś problem - tak jest zawsze, taa. Definitywnie. Szturchnęłam delikatnie Roberta w żebro ruchem głowy wskazując na radosnego kuzyna.
   - A temu kurde mać co? - spytałam.
   - Cieszy się. - odpowiedział.
   - Tyle to ja widzę, Rob.
   - Nie, nie. - pomachał mi palcem przed oczami. Zmarszczyłam brwi. - Cieszy się z tego powodu, że będzie mógł dać nam wycisk na sali.
   - I to go niby cieszy?
   - Dziewczyno! Nye'a trzeba rozruszać, a nie wyobrażasz sobie jakie to jest dla niego trudne? - Zrobił minę, która dość mnie rozśmieszyła.
   - Jeśli chodzi o taniec, to dla Daxa nic nie jest trudne. - uniosłam kącik ust do góry.
   - O czym gaworzycie gołąbki? - Dax przejechał kolanami po dość pustym stole i wyrżnął się na podłogę. - Ał. - jęknął ledwo słyszalnie.
   - Biedny Dax, zniszczył sobie fryzurę. - rzucił Robert udając przejętego.
   - Też nie jest mi ich szkoda. - pokręciłam głową.
   Oj, Dax, Dax, widzisz? Bozia cię ukarała za bezpodstawne przypuszczenia o ile takowe miałeś. Przyłożyłam dłoń do czoła brechtając się cicho z kuzyna. Nie no, był lepszy od Małysza! Ten cały telemark to miał mistrzowski, że o ja nie mogę. Uncles zaczął się turlać po podłodze kopiąc Daxa w tyłek, a ten nic sobie z tego nie robił.

   Kiedy reszta łaskawie się obudziła Darnell zrobił śniadanie - chleb w jajku z jakimś tajnym składnikiem, normalnie niebo w gębie. Ze względu na to, iż Ephraim był cały umazany czekoladą nie dostał ani kawałka. Nim zszedł do kuchni mógł umyć twarz, ale nie - zapewne nie pomyślał o tym. O zgrozo.
   Jerome i Robert zaczęli kłócić się o ostatni kawałek specjału Darnella, najwyraźniej musiało im zasmakować. Wstałam od stołu i zgarnęłam powód kłótni największych szaleńców w domu.
   - Gdzie zapodział się mój kawałek?! - wrzasnął oburzony Jerome.
   - Twój? Chyba mój! - Emuś naburmuszył się.
   Och, jaka mi szkoda już go nie zobaczycie. Dobrze, że nie wiedzą któż go wziął. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
   - To ona! - Usłyszałam za sobą cichy pisk Ephraima. Wywróciłam oczami odwracając się w stronę chłopaków. - O tak, zbijcie ją! - Jerome z Robem patrzeli na mnie jak na przestępcę.
   - Zamilcz wybrudzona niewdzięcznico! Zapomnij o kartonie czekolady na Halloween. - przejechałam dłonią po twarzy.
   Beks zrobił minę obrażonej panienki, której nie kupiło się wymarzonych butów. O Izydo, co mnie jeszcze w tym domu czeka, hm? Simeon wstał z krzesła zmierzając w moją stronę, ja niewzruszona stałam tam gdzie stałam i nie miałam zamiaru ruszyć się ani o milimetr. Mulat podszedł do mnie i przytulił mnie mocno do swojej klatki piersiowej:
   - Na zdrowie chudzinko. - poklepał mnie dość mocno po plecach.
   - Dobrze się czujesz? - spytałam kiedy rozluźnił uścisk.
   - Tak. Blado i marnie wyglądasz. - pociągnął mnie kilkakrotnie za policzek.
   Z nim jest chyba gorzej, na serio. Ba! Gorzej niż gorzej, fatalnie z nim, albo po prostu nie ogarniam teraz tej sytuacji. Robert zaczął pokładać się ze śmiechu ledwo siedząc przy stole. Dax cały czas układał sobie włosy marudząc, że więcej nie zrobi takiego skoku „rujnującego jego boską fryzurę”. Ten to m doprawdy problemy z włosami, gorsze ode mnie. I chyba nawet od Roba czy Ephraima.

   - To my idziemy. - oświadczył O'Callaghan pchając zaspanego Nye'a w stronę drzwi.
   - Gdzie? - zmrużyłam oczy.
   - Doprowadzić ich do stanu taneczności.
   - Yhm. To śmierć z wami - pomachałam im ze sztucznym uśmiechem.
   Kiedy wyszli uniosłam ręce do nieba dziękując sama nie wiem komu za to, że mogę od nich choć chwilę odpocząć. Podbiegłam do kanapy i rzuciłam się na nią piszcząc jak małe dziecko na trampolinie. Złapałam za pilota, przełączyłam na program muzyczny i wzięłam głośniej odbiornik praktycznie na całą parę. Kiedy po dłuższym czasie spojrzałem w stronę przedpokoju zauważyłam brata trzymającego w ręku łyżkę. Och, chcesz fajta? Będziesz go skarbie miał.
   Wrogo nastawiona wstałam z wygodnej kanapy biorąc do ręki poduszkę. Darnell spojrzał na przedmiot w swojej dłoni i pokręcił głową. Uśmiechnęłam się szyderczo idąc w jego stronę z zamiarem napastowania go poduszką. Gdy podeszłam do niego wystarczająco blisko zaśmiałam się wesoło powalając brata poduszką. Poddajesz się bez walki? Drogi bracie, chyba dziś zarobisz niczym Dax.
   - Sannie! - wrzasnął chowając się za drewnianą łyżką. - Poddaję się.
   - Wiem - zaśmiałam się kwaśno. - Robimy imprezkę? No wiesz, tylko ty i ja. - uniosłam zachęcająco brwi.
   Darnell przyglądał mi się podejrzliwie. Chyba analizował każde moje słowo. Po dość długim zastanawianiu się bracki uśmiechnął się szyderczo.
   - A co mi tam.
   Podskoczyłam klaszcząc w dłonie. Wiem, popieprzyło mnie, zachowałam się jak jakaś panienka, och. Przytuliłam się do niego bardzo mocno. Ten poklepał mnie po głowie.
   Szaleliśmy dobre kilka godzin robiąc równocześnie bałagan w każdym pomieszczeniu w którym się znajdowaliśmy. Przez przypadek weszłam do pokoju Daxa i natknęłam się na płytę z napisem „DEMO”. Wzięłam ją do ręki i pognałam do siebie do pokoju. Włożyłam krążek do odtwarzacza i założyłam słuchawki na uszy. Zmarszczyłam czoło przysłuchując się słowom oraz rytmowi znajdującemu się na płycie - piosenka chłopaków. Ballada miłosna, którą śpiewa w całości Rob na zmianę z Ephraimem. Przyznaję, iż złapała mnie ona za serce, bardzo głęboka i płynąca prosto z serca. Podejrzewam, że napisał ją Dax, chociaż diabli wiedzą skąd oni to wytrzasnęli.
   Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Krzyknęłam odwracając się. Robert widząc moją reakcję cofnął się kilka kroków nie spuszczając ze mnie wzroku.
   - Weź, nie rób tak więcej - mruknęłam ściągając słuchawki. - Skradasz się jak wampir, no.
   - Jak wampir? - patrzył na mnie lekko kpiącym wzrokiem. - Moja droga, czy ty czasem nie oglądasz za dużo horrorów?
   - Jedyny horror, który obejrzałam z wampirami to był Van Helsing i on jest maga fajny. - przyłożyłam dłonie do bioder.
   Pokręcił z rozbawieniem głową podchodząc bliżej wieży. Przeszedł mnie dreszcz zerkając na urządzenie.
   - Co tam ciekawego słuchasz? - wyciągnął rękę do słuchawki. Nim się zorientowałam miał je już przy uchu. - Widzę, że podkradłaś blondynce nasze demo.
   - To było niechcący - wymamrotałam cienkim głosem.
   - A wyglądam jakbym był zły?
   - W zasadzie nie. - usiadłam po turecku na łóżku. - Tak w ogóle... świetna piosenka.
   - Wiem - uśmiechnął się delikatnie. - Sam ją pisałem.
   Zaskoczona nie odezwałam się. Sam ją napisał? A dałabym sobie łeb uciąć, że Dax spokojnie mógłby ją napisać podczas swoim tańców. Nie dość, że przystojny, ma niesamowity głos to jeszcze piosenkę napisał jestem pełna podziwu dla tego gościa.
   Rob wyjął płytę wkładając go z powrotem do pudełka. Obrócił je kilka razy w dłoni zastanawiając się nad czymś.
   - To może pójdę ją odnieść nim Dax zacznie się denerwować. - kiwnął na mnie głową i wyszedł.
   Przyznaję, że zachowanie Unclesa mnie trochę zaciekawiło, ale nie na tyle aby dosiekać czegokolwiek. Westchnęłam głęboko wychodząc z pokoju i schodząc na dół. W salonie siedział Jerome, Eph i Nye. Ten ostatni kimał sobie w najlepsze na fotelu, a tamta dwójka grała w Colina z którym nie dali sobie rady Darnell z Daxem. Chyba kobieta będzie musiała im pokazać jak się jeździ w takich grach, ale to wtedy gdy się nieźle wkurzę. A propos Daxa to krzątał się po kuchni rozmawiając równocześnie z Robertem. Mojego brata gdzieś wywiało najwidoczniej, albo poszedł spać co by było bardzo prawdopodobne. Lubił spać, dlatego jest takim słodkim miśkiem. No i gdzie ja mam się teraz podziać? Mimo, iż lubię czasem sobie podsłuchiwać dziś jestem na to za leniwa, więc postanowiłam iść do chłopaków. Ephraim właśnie rzucił dżojstik za siebie obrażając się na cały świat, doprawdy jak baba. Jerome zaśmiał się ironicznie:
   - Nigdy ze mną nie wygrasz.
   - Gibaj się, zboczeńcu! - ryknął Ephraim. - Nie urodzę ci dzieci!
   - No, komuś chyba trzeba pokazać jak się gra. - odezwałam się podchodząc do chłopaków i zabierając urządzenie zza pleców Beksa.
   - Zrównam cię z ziemią, mała. - Jerome był bardzo pewny siebie.
   - Nie mów do mnie mała - naburmuszyłam się siadając przy stole.
   - Jesteś niższa ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów.
   - Spadaj i zacznij grać. - spojrzałam na ekran.
   Kiedy zaczęliśmy jechać mulat rozbijał się co chwila o drzewa widząc jak mi idzie to gładko jak smarowanie chleba tostowego metką czy nutellą. Ephinka dopingował nas oboje, ale domyślałam się, że chce abym to ja wygrała - i tak właśnie się stało. Romie dojechał na metę pięć minut po mnie. Zdenerwowany zaczął rozpaczać. Tak się teraz zastanawiam czy aby na pewno jest z nimi wszystkimi dobrze? Dobra, Dax wyrżnął się na stole udając Małysza co mu i tak nie wyszło, a teraz Roman z przegraną.
   Postanowiłam za bardzo nie denerwować żigolaka, więc wstałam i pognałam do kuchni. Chłopacy już ze sobą nie rozmawiali. Emuś siedział opierając głowę na dłoniach i myśląc nad czym intensywnie. Och, zacznie być myśliwym będzie nieźle, może jakieś trofeum mu zapierniczę przy dobrej okazji. Zaśmiałam się w duchu siadając obok niego.
   - A ty co taki radosny, Dax? - spytałam kuzyna.
   - Tak jakoś - odpowiedział. - Nagrywaliśmy dziś nowy singiel, może dlatego.
   - Ou, to fajnie. - rzuciłam obojętnym tonem. - Niech zgadnę. Biegiem żeście dotarli do studia, hm?
   - Żebyś wiedziała. - brunet burknął pod nosem.
   - Biedactwo - poklepałam Roberta po plecach.
   Dax prawie parsknął nie wiadomo z jakiego powodu. Wpatrywaliśmy się w blondyna jak nie wiadomo kogo. Dziś z nim na prawdę źle i zaczynam się go bać. „Rodzina jest najgorszym wrogiem, dlatego również najlepiej siedzieć samemu w czterech ścianach bez klamek i okien, słońce” chyba zacznę wierzyć w te słowa mojej zmarłej przyjaciółki. Zaczyna zbierać mi się na sentymenty, oj źle to widzę.
   Przed oczami miałam twarz Shayenne. Uśmiechniętą od ucha do ucha, o idealnych rysach z błyskiem w szarych tęczówkach. Delikatnie falowane włosy opadające jej na plecy przy lekkim podmuchu wiatru. Smukła, ale wysoka miała atuty na zostanie modelką. Nie życzyła źle nawet najgorszemu wrogowi, ale któryś z nich najwidoczniej życzył to właśnie mojej Shayenne. Cholernie za nią tęskniłam, a minęło zaledwie siedem lat odkąd nie ma jej obok. Często śni mi się po nocach: wygłupiamy się jak małe dzieci, szukamy skarbów przy lesie. Ach, stare dobre czasy, szkoda jednak, że nie wrócą...
   Ktoś machał mi nożem przed twarzą. No, brak mu piątej klepki najwidoczniej.
   - Weźcie tyle nie myślcie, bo mnie kurde, serce się kurde, zacina, kurde. - jęknął cicho O'Callaghan.
   - Z bastuj - odpowiedzieliśmy mu.
   - Chyba nie da się z wami dzisiaj gadać.
   - Za dużo wymagasz - Rob uniósł wzrok na blondyna.
   - Marudzicie. - sapnęłam cienkim głosem przykładając czoło do blatu stołu.
   Niech ten dzień się już skończy, błagam! Nie mam ochoty na żadne niespodzianki ze strony żadnego osobnika w tym domu, ba nawet ze strony Knightów. Mam cichą nadzieję, że nie pozabijali się po powrocie do domu. Gdy Nickolas jest agresywny potrafi nieźle... przyłożyć. I to nie w przenośni. Każdy kto go takiego widział może potwierdzić, że nigdy nie potrafił nad sobą panować - od dziecka podobno taki jest.
   - Panienko, a cóż tobie się dzieje? - usłyszałam za sobą głos Romie'ego. O losie.
   - Nic proszę szanownego pana „mam powody do bulwersu na młodszych”. - pomachałam rękoma. - Bierze mnie na jakieś skubane sentymenty. Chyba pójdę pogapić się na figurkę od Shayenne.
   Uncles spoważniał, a Dax wypluł na okno to co miał w buzi. A tym cóż się tak nagle stało? Przecież nie powiedziałam nic śmiesznego, Jerome też nie był za bardzo skory do żartów po tym jak sprałam mu tyłek w Colinie.
   - Czyżbym usłyszał słowo „figurka”? - nagle wparował Ephraim z widocznym starem malującym się na jego twarzy.
   - Ookey - rozejrzałam się po pomieszczeniu po czym powoli zaczęłam wstawać. - To ja już sobie pójdę.
   Zrobiłam kilka kroków w tył po czym pędem ruszyłam do siebie, chociaż nie wiem czemu tak zareagowałam. Weszłam do pokoju i od razu podeszłam do szafki na której miałam wszystkie ważne dla mnie posążki. Szukałam wzrokiem pamiątki po przyjaciółce, a kiedy ją znalazłam wzięłam ją do ręki bacznie przyglądając się przedmiotowi. Posążek wyglądał jakoś inaczej ma wyraźniejsze kolory. Kiedy go obróciłam nie było tam napisu, który tak bardzo lubiłam. Zmarszczyłam brwi odkładając przedmiot. Wyszłam na hol wydzierając się na całe gardło:
   - DAX, SZATANIE!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz