piątek, 4 września 2015

35. Barok był zajebisty i taki... pusty.


Muzyka: Panic! At The Disco - I Write Sins Not Tragedies.



    Udałam się do drzwi. Po otworzeniu ich zamarło mi serce. Mianowicie napotkałam Roberta, który również opuszczał swoje lokum. Zapiekły mnie oczy i od razu spuściłam głowę. Nabrałam powietrza do płuc i ruszyłam przed siebie, by jak najszybciej zniknął z mego otoczenia. Nie patrząc pod nogi potknęłam się o bliżej nie zidentyfikowany przedmiot. Upadłszy na podłogę zobaczyłam ów rzecz.
    - EPHRAIMIE NATHANIE GIDEONIE BEKSIE, ZABIJĘ CIĘ, JAK MATKĘ KOCHAM! - Wrzasnęłam na całe gardło. Ledwo podniosłam się z podłogi równocześnie biorąc w dłoń przedmiot Holendra. Przekroczywszy próg kuchni wyrzuciłam to coś do śmietnika. Niech ma za swoje, koniec zabawy. - Szlag by cię...
    - Bez nerwów, Sannie - przestraszył mnie Nye, - Młody ostatnio dostał głupawkę odnośnie baroku.
    - Baroku? - zdziwiłam się. - Barok był zajebisty i taki... pusty.
    - Jak czekoladowy Mikołaj - mlasnął Oakley popijając sok pomarańczowy.
    - Poczucie humoru widać cię dopadło, mięśniaku - podeszłam do blatu i usiadłam na nim. - Niby nic się nie pozmieniało a jednak dużo.
    - Mówisz o młodym? - Nye przyjrzał mi się uważnie. - Nie od dziś wiadomo, że jest nieprzewidywalny.
    - Aczkolwiek, mimo wszystko, to jednak dziwne. - Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Chciałam spytać sportowca o Unclesa, ale jednak powstrzymałam się. Czas przestać zajmować się tym, co było.
    - Nie spytasz o Roba?
    Czyżby Nye zaczął czytać w myślach?
    - Chciałam, ale...
    - Cierpiał, jeśli o to ci chodzi - przerwał mi. - Wyobraź sobie, że zaczął się, idiota, okaleczać. Chciał nawet wpaść pod pociąg, dasz wiarę? I to w Mediolanie! I nie - nie spotykał się z żadną laską. Siedział skulony, płakał, pisał - westchnął a następnie upił łyk soku. - Faktem natomiast jest, że oboje zraniliście się nawzajem i to cholernie. Nie ma co tu ukrywać. Ty źle zinterpretowałaś jego spotkanie i nie dałaś mu wytłumaczyć, bo przypuszczam, że nie chciałaś. On latał to do Daxa, to do Darnella by dowiedzieć się czegokolwiek na twój temat. W zasadzie zachowujecie się jak dzieci. Małe rozwydrzone bachory, które nie dadzą za wygraną i pieprzną w kąt słój z łakociami byleby udowodnić, że to drugie jest winne zaistniałej sytuacji. Jeśli się kochacie, to weźcie się ogarnijcie, naprawdę. Rzygam waszym zachowaniem. Miłość od was bije na kilometr, a wy się dąsacie. W sumie najbardziej ty, Sannie. I jeśli któreś z nas miałoby wybierać między tobą a Robertem to pewnie nikt nikogo by nie wybrał. To moje zdanie. Jak je odbierzesz i czy się fochniesz to mi zwisa. Lecę - wstał od stołu. Odłożył pustą szklankę do zlewu. Spojrzał na mnie przelotnie ze sztucznym uśmiechem i wyszedł trzaskając co skutkowało włączeniem radia.
    Leciała właśnie piosenka, którą słyszałam po raz pierwszy. Miała urok w swoich słowach:
„Nie wiem jak ubrać to w słowa
jak ubrać w słowa: kocham
tego nie obejmie ludzka mowa
ani żadne przestworza
dla ciebie życie bym oddał.

Jesteś moją radością
wiarą i miłością
w smutne dni nadzieją
uzupełniasz moje życie
chociaż już dawno jestem na jego szczycie” *
    Gdy odezwał się redaktor stacji ogłaszając, iż jest to nowy singiel Lexington Bridge oniemiałam. Miałam wrażenie, że coś się za nią kryje, lecz nie wiedziałam co. W uszach dzwoniły mi słowa Nye'a wypowiedziane całkiem niedawno. Zaobserwował to w takim czasie? Mówił prawdę? Każdy podzielał jego zdanie?
    Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na te pytania, choć bardzo chciałam znać na nie odpowiedz.

    Wychodząc z domu natknęłam się na Unclesa. W pierwszym momencie chciałam odwrócić się na pięcie i uciec od niego jak najdalej, ale postanowiłam jednak się do niego odezwać. Po prostu porozmawiać jak cywilizowani ludzie.
    - Cześć - spojrzałam wprost w jego zielone tęczówki uśmiechając się delikatnie.
    - Hej. - Zauważyłam uśmiech na jego twarzy a w oczach iskierki. Nie chciał po sobie pokazać jak cholernie cieszy się, że odezwałam się do niego. - Gdzie lecisz?
    - Chciałam iść do centrum i do parku - westchnęłam. - Może chcesz iść ze mną? - Nie wierzę, że go o to zapytałam.
    - Jesteś pewna tej decyzji, że mam iść z tobą? Bo wiesz... nie chciałby, żeby było niezręcznie czy coś.
    - Nie no, luz. Jakoś nie mam ochoty na ciebie naskakiwać.
    - To chyba nowość. Dopiero co przyjechałaś i sądziłem, że walniesz we mnie wojskową patelnią jak to miewałaś w zwyczaju.
    Zaśmiałam się melodyjnie przypominając sobie jak każdemu z domowników nią groziłam, gdy pojawiłam się w ich domu. Z przyzwyczajenia położyłam dłoń na ramieniu Roberta i automatycznie zapiekły mnie oczy. Pospiesznie zamknęłam je i zabrałam dłoń, kładąc ją na biodrze.
    - Najwyraźniej wyrosłaś z tego - dodał po chwili.
    - Zdarza się - wzruszyłam ramionami. - Idziemy?
    - Tak, tak.
    Bez słowa ruszyliśmy w stronę miasta. O dziwo nie zaproponował szybkiej przechadzki żeby uniknąć ewentualnej kłótni, która mimo wszystko pewnie z czasem pojawi się na horyzoncie.
    Po zrobieniu małych zakupów w postaci kosmetyków, ciuchów i produktów spożywczych udaliśmy się do parku. Przez ten czas odezwaliśmy się do siebie kilkakrotnie. Kilka razy miałam nawet chęć pocałować go. Brakowało mi smaku i dotyku jego ust. Tego jak obejmował mnie w pasie i przyciągał tym samym do siebie. Nie, nie, nie! Nie potrzebnie o tym myślę. I tak nigdy więcej się to nie zdarzy.
    - Wiesz - zaczął Rob - wyglądasz jakoś inaczej. Lepiej. Promieniejesz bardziej niż byłaś ze mną. - Wiecie? Tego nigdy więcej nie chciałabym usłyszeć. Jednak udawanie jest w cenie. W cenie cierpienia... - Znaczy, nie zrozum tego źle, po prostu uważam, że jesteś jeszcze bardziej pociągająca.
    - Czy ty... próbujesz mnie uwieść? - Uniosłam prawą brew wpatrując się przed siebie.
    - Co? Uwieść? - Wydał się bardzo zdziwiony. - Nie, coś ty. Nawet gdybym chciał to wiem, że i tak byś się nie dała. - Tu trafił. Chociaż mówiąc szczerze dałabym się po raz kolejny przez niego poderwać. - Skąd przyszło ci to do głowy? - zapytał po jakimś czasie.
    - No bo tak to zabrzmiało - wzruszyłam beznamiętnie ramionami. Coś zaczęło ściskać mnie w środku. Usiadłam na pobliskiej ławce i nabrałam do płuc powietrza.
    - Wszystko dobrze? - Robert usiadł obok mnie obejmując ramieniem.
    - Źle się poczułam, przejdzie mi - skłamałam spoglądając na Amerykanina z uśmiechem. - Chyba się nie przejąłeś, co?
    Zabrał rękę i spojrzał przed siebie zamyślony. Nie odezwał się ani słowem.
    Trafiłam.
    Oddychałam głęboko by uczucie, które mnie nawiedziło odeszło jak najszybciej. Przymknęłam oczy i zobaczyłam twarz Frankie. Od razu uśmiechnęłam się w duchu. Spojrzałam po chwili na chłopaka i widząc minę jaka widniała na jego twarzy postanowiłam dać mu kuksańca w bok. Od razu zadziałało. Miło było usłyszeć jego szczery śmiech. Wypełniło mnie szczęście. Tak, byłam w tej chwili cholernie szczęśliwa. Od narodzin małej tego nie czułam. To miłe.
    Wstałam z ławki bez słowa i zrobiwszy kilka kroków odwróciłam się z szerokim uśmiechem. Dziś już nie wyprowadzi mnie z równowagi.
    - Co mi zrobisz jak mnie złapiesz? - wypaliłam robiąc krok w tył po czym ruszyłam biegiem w głąb parku zostawiając Unclesa z moimi zakupami.
    Nie miałam pojęcia z skąd wzięła mi się chęć na tę zabawę, ale odpowiadało mi to. Czułam się jak małe dziecko, nie pamiętałam kiedy ostatnio się taka byłam. Spojrzałam przez ramię czy biegnie za mną lecz nie było po Robie nawet zarysu. Przystanęłam na chwilę zmęczona opierając dłoń o pobliskie drzewo. Zdyszana po takim dystansie postanowiłam poczekać na chłopaka.

/perspektywa Roberta

    Nie zdążyłem jej zatrzymać. Przyglądałem się chwilę jak oddala się. Była taka radosna, dawno jej takiej nie widziałem. Pospiesznie wziąłem zakupy, które zrobiła i pognałem za Sandrą. Przez dłuższą chwilę nie widziałem jej rudego łba. W pewnym momencie moim oczom ukazał się intensywny kolor czerwonych włosów. Jednak coś mi nie odpowiadało. Obejmował ją jakiś facet, którego nie widziałem nigdy wcześniej. San nie protestowała, a znając ją skopałaby go już dawno. Ruszyłem w ich stronę - napastnik wziął dziewczynę na ręce i zaczął z nią uciekać.
    - Sannie! - Wrzasnąłem przyspieszając kroku, niemal biegłem za tym facetem. Za rogiem jednak czekał na niego srebrny seat toledo. - Sannie! - krzyknąłem ponownie stając jak wryty.
    Co tu się, do cholery, stało?!, pomyślałem opadając na kolana.

    Wszedłem do domu z impetem rzucając siatki w przedpokoju. Przekroczyłem szybko próg salonu i widząc zdziwione miny mieszkańców opadłem bezwładnie na kanapę obok Jerome'a. Oddycham ciężko czując jak oczy zaczynają mnie piec.
    - Eee... coś się stało? - zapytał Ephraim.
    - Znowu pokłóciłeś się z Sandrą? - spytał Romie klepiąc mnie po ramieniu. - To nic nowego.
    - Nie - odpowiedziałem cicho.
    - Robbie? - usłyszałem głos RoseMary. Wiedziałem, że przy jej spokojnym tonie głosu rozpadnę się na miliard kawałeczków. - Widać, że coś nie tak. Mów.
    - Ktoś... zabrał ją. - Uniosłem głowę, wzrokiem szukałem dziewczyny Daxa. - Rose, zabrali mi ją - zaskamlałem.
    - Sandrę? - zdziwiła się Diana, spoglądając pytająco na stojącego obok Ephraima.
    - Kto... gdzie? - podeszła do mnie Rosie, klęknęła i położyła dłonie na moich kolanach. - Powiedz... co się stało?
    W momencie gdy to mówiła poczułem w kieszeni wibracje telefonu. Wyjąłem go szybko spoglądając nerwowo na ekran, który ukazywał nieznajomego mi rozmówcę. Biegiem udałem się do kuchni i odebrałem:
    - Halo? - szepnąłem do słuchawki. Byłem przerażony i zmartwiony.
    - Mamy kogoś, kto jest dla ciebie bardzo cenny - usłyszałem zachrypnięty męski głos. - Jak będziesz posłuszny to nie nic się jej nie stanie - usłyszałem. Kipiałem ze wściekłości. - Chyba, że wolisz aby jej śliczna buźka została poćwiartowana - osobnik zaśmiał się szyderczo.
    - Zostaw ją w spokoju, gnoju! - wrzasnąłem do słuchawki. W tym samym czasie do pomieszczenia weszli Dax, Rose i Ephraim. Po ich minach wiedziałem, że się martwią a ja sam czułem jak bierze mnie cholera. - Zostaw ją.
    - Pierw musisz zrobić to, co chcemy - usłyszałem. Zacisnąłem szczękę:
    - Czego?
    - Pięćdziesiąt tysięcy... dolarów.
    - Chyba cię pogięło! Nie mam tyle.
    - Jak zależy ci na jej i tak nie wartym życiu znajdziesz hajs - mruknął z przekąsem. - Chcesz usłyszeć jej głos dla motywacji?
    - Robert! Zabierz mnie stąd! - krzyczała zapłakana.
    - Sannie! - Usłyszałem już tylko pikanie. Nerwowo położyłem telefon na blacie prawie go rozwalając. - Zabiję sukinsyna.
    - Dobrze, że Frankie się o tym nie dowie. - Puściłem uwagę Beksa mimo uszu.
    - Co powiedział? - spytała Wilson podchodząc bliżej.
    - Chce pięćdziesiąt tysięcy.
    - Euro? - zdziwił się blondyn.
    - Dolarów - opadłem na podłogę. - Nie przeżyję jak coś się jej stanie.
    - No to mamy kisiel w sreberku z kaszanką.

/perspektywa Sannie

    Siedziałam związana w jakimś małym pokoju. Nadal nie mogłam przypomnieć sobie jak znalazłam się tu oraz kto za tym stoi. Byłam zrozpaczona zaistniałą sytuacją. Usłyszałam otwierające się drzwi. Od razu speszyłam się i nastroszyłam przyglądając się każdemu ruchowi mężczyzny.
    - Jak się czujesz, rudzielcu? - zapytał stojąc kilka metrów ode mnie.
    - Goń gila po schodach - fuknęłam odwracając głowę.
    - Pyskata jesteś - uśmiechnął się szelmowsko. - Na twoim miejscu zmieniłbym podejście. Jeśli twój koleś spieprzy sprawę będzie cię odwiedzał na cmentarzu.
    - Nie obchodzi mnie to - mruknęłam. Pragnęłam teraz być przy córce.
    Przyglądaliśmy się sobie przez dłuższy czas w milczeniu. Moje serce biło jak młotem a adrenalina zaczynała buzować w moich żyłach. Niestety, jak na złość, bardziej mnie paraliżowała niż pomagała w podjęciu decyzji jakby się z stąd wydostać.
    Drzwi ponownie otworzyły się. Zastukały obcasy a moim oczom ukazała się kobieta. Nie zwróciłam na nią uwagi w pierwszym momencie, lecz po chwili mój wzrok przywarł do niej na dłuższą chwilę. Oniemiałam z wrażenia.
    - Cześć, Sannie.
    - Ty?
________________
* napisane przez Rainie, dziękuję. < 3


Cześć, mordki! Jak się podobało?
Miałam w planach dać rozdział w urodziny bloga (14 sierpnia), ale niestety wyszło tak jak zawsze. Ale mam nadzieję, że jakoś i tak jesteście zadowoleni. :D

PS: Nie zapominajcie śledzić fanpage'a - tam będą ukazywać się spoilery oraz nowości odnośnie opowiadań i one-shotów, które są w planach.
PS2: Jak macie jakieś uwagi odnośnie rozdziału bądź czegokolwiek - piszcie! Zawsze to motywacja jak i chęć poprawienia zaistniałej sytuacji. Ewentualnie do nowych opowieści. :D

Do następnego! LXB baby ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz