sobota, 16 listopada 2013

26. Mogę cię nawet oskubać z piórek.


Muzyka: Avenged Sevenfold - Crimson Day



   - SAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAN! - Usłyszeliśmy głos Ephraima. Oboje westchnęliśmy ciężko.
   Dawno go nie widziałam.
   - A temu co? - szepnęłam cicho do Roba.
   - Nie wiem.
   - Saaaaaaaaaaaaan! - Beks ponownie mnie zawołał.
   - Co?
   - Paaaaaaaaaatrz! - wparował do mojego pokoju.
   Odchyliłam głowę na bok aby spojrzeć na chłopaka. To co zobaczyłam przeraziło mnie...
   - E-e-ephraim, co ty masz na b-bani? - Jęknął zszokowany Uncles widząc kumpla, a raczej to co znajdowało się na jego głowie.
   - Jak to co? - Szatyn uśmiechnął się szeroko wskazując palcem na swój zakuty łeb. Czasem mam wrażenie, że wylądowałam w wariatkowie. - Moją zacną ozdobę.
   Ozdoba o której mówił to tak naprawdę wąż ogrodowy do którego (jak się domyślam) sam przyczepił kwiatki. Mało tego, na twarzy jak i we włosach miał kilogramy nutelli. A potem dziwi się, że nie ma ani odrobiny, skoro bawi się nią jakby miał z pięć lat. Zaraz za nim pojawił się Simeon trzymający w ręce porcję nutelli. Zdenerwowałam się nieco. Jerome zaś z impetem upaćkał młodego czekoladowo-orzechowym kremem. Oczywiście odrobinę spadło na podłogę. Spojrzałam na Roberta, który był zszokowany. Wywnioskowałam to po tym, iż jego buzia była otwarta.
   - Zdurnieliście, prawda? - zapytałam po chwili.
   Jerome zaczął się śmiać po czym zwiał szybciej niż się pojawił. Ephraim zaś uśmiechał się od ucha do ucha robiąc równocześnie pozy niczym rasowa modelka. A raczej jak jej najgorsza wersja na świecie. Mogę dostać pokój w psychiatryku na wczoraj?
   - No co? - zdziwił się moją reakcją Beks. Poprawił wąż ogrodowy po czym udał obrażenie. - Wiesz, Sannie, spodziewałem się po tobie większej... No, jak to się mówi? Ach, no tak. Perfekcji.
   - Walnęło cię coś w twój głupi, szatański łeb czy naoglądałeś się „MOdy na sukces” w nocy, co? - zamrugałam oczami.
   Trafiłam do czubków. Czymże zasłużyłam? A może to tylko sen? Błagam! Niech to będzie zły sen.
   - Ależ nic mnie nie walnęło - fuknął. Trochę nutelli spadło z jego włosów. - Tak, masz rację, oglądałem! Załamałem się! Ta Brooke, matko, co ona wyprawia! Serce mi się kraja, matko! Romansować z niedoszłym zięciem, rozumiesz to?! ROZUMIECIE?! To takie wzruszające, och!
   Spojrzałam na Unclesa. Pewnie pomyślał o tym samym co ja - Ephraim zwariował! Za długo cała piątka siedziała w domu, bez koncertowania. Ba, świeżego powietrza nawet.
   - W ogóle opowiem wam mój zajebiaszczy sen! Padniecie! - zaśmiał się Ephi.
   Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zaczęłam się zastanawiać co tu się do diabła dzieje w ogóle.
   - Słuchajcie - zaczął Ephraim. - Byłem w jakimś baraku, wyobraźcie sobie! Też tam byliście, reszta też. Nawet ten przyjaciel Sannie z siostrą. Nawet Vivien - W tym momencie zaśmiał się nerwowo. Przez chwilę miałam wrażenie, iż wymyśla teraz aby tylko czegoś nie zrobić. - Ale co było najlepsze wszyscy nienawidzili naszego rodzyneczka, a ti ti - ponownie zaśmiał się wskazując palcem na mnie. Prychnęłam, a ten kontynuował: - W ogóle wszyscy traktowali cię jak wyrachowaną rudą piczę, że się tak określę. Ale co było najlepsze zjawił się jakiś ziomek... rodem z jakiejś chińskiej bajki!
   - Japońskiej - poprawiłam go nieco zbulwersowana.
   - Mniejsza o to! - Machnął ręką chichrając się pod nosem. - Wiecie co było najdziwniejsze? Że Emuś i ten twój koleżka byli razem!
   - COOOO?! - Wrzasnął punk wytrzeszczając oczy.
   - Beksi, masz zbyt bujną wyobraźnię - mruknęłam poważnym tonem.
   - Mówiłem, że fajny sen, nie? - Szatyn zaśmiał się głośno po czym spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. - Jak „bujną”? Ranisz, rudzielcu.
   - Mogę cię nawet oskubać z piórek - sarknęłam.
   - Przecież ja nie mam piórek - Beks przechylił głowę na bok robiąc przy tym dziwną minę. Następnie rozdziawił usta. - JU KENT!
   - Żebyś się kiedyś nie zdziwił - wytknęłam język w złośliwym uśmiechu.
   - Rob, zrób coś z nią - zaskamlał szatyn.
   - A cóż ja mogę? - spytał. - Nic, tylko kochać.
   - Schlebiasz - zachichotałam puszczając Unclesowi całusa w powietrzu.
   - Ej, ty weź jej nie schlebiaj, kurcze! - wrzasnął Eph.
   - Zazdrościsz? - spytałam. - Weź sobie w końcu dziewczynę szukaj, bo już wariujesz.
   - Jesteś podła! - krzyknął młody równocześnie tupiąc na zmianę nogami. - Ale właśnie za to zaczynam cię kochać, San - rzucił się na mnie by się przytulić. - Gdyby nie ty nie byłoby tu normalnie.
   - To znaczy, że było gorzej? - zdziwiłam się.
   - Nie pytaj, myszko - szepnął Robert.
   - Zamknęłam oczy i westchnęłam. Czyli to, iż się pojawiłam wyszło im na dobre. Ciekawe...

   Następnego dnia z lekkim bólem głowy powlokłam się do drzwi aby je otworzyć. Chwilę później moim oczom ukazała się brunetka o dość jasnej karnacji i ustach wymalowanych czerwoną szminką. Miała dość sporo tatuaży na rękach. Zmarszczyłam lekko brwi, nie kontaktowałam za specjalnie.
   - Mogę w czymś pomóc? - spytałam trochę słabym głosem.
   Nie czułam się też najlepiej, choroba zaczynała mnie chyba brać.
   - Czy zamieszkuje tu zespół Lexington Bridge?
   - Tak - przytaknęłam.
   - Do świetnie - uśmiechnęła się zadziornie. - A pani to?
   - Sannie Caine, kuzynka Daxa O'Callaghana - przedstawiłam się.
   - Miło mi poznać - wyciągnęła dłoń w moim kierunku, uścisnęłam ją. - Jestem Diana Leigh, nowa menadżerka chłopaków.
   Mówiąc szczerze jej rockowy ubiór nie wskazywał na to, że coś ma z tym wspólnego. A co, jeśli kłamie? Bądź co bądź wpuściłam ją do środka. Kiedy przekraczała próg zauważyłam, iż miała ze sobą tylko jedną walizkę. Rozgościła się w salonie, gdzie Darnell oglądał właśnie jakiś film.
   - Brat, przedstawiam ci Dianę, nowa menadżerka wariatów - powiedziałam rzucając w bliźniaka poduszką. - Diano, to mój brat, Darnell.
   Zmierzyli się wzrokiem i przywitali serdecznie. Obie dołączyłyśmy do niego i obejrzeliśmy film do czasu aż nie pojawił się któryś z grupki.
   - NIE WIESZ CO TO JEST? - usłyszałam z góry głos jednego z wariatuńciów. - ŁAPY W GÓRĘ, NANANA. CHCESZ CZY NIE? ZDEJMIJ TO KOCHANIE, SAY MY NAME. - Chwila przerwy i zaraz znowu jazgoty: - LET'S RADY, BEJBE, JA CIĘ ZADOWOLĘ, TAKIEJ JAZDY JAK TA NIE UCZONO W SZKOLE! - Naszym oczom w korytarzu pojawił się Roman w samym ręczniku i szczotką do zębów w dłoni.




Wiem, że krótko, ale mam nadzieję, że chociaż taka ilość Was zadowala. ;*

1 komentarz:

  1. KWICZĘ XD
    akcja z Ephem (zwłaszcza jej ostatnie chwile) rozbawiły mnie, ale JEROME na końcu.... HAHHAHAHAHAHHAHAHAHHAHAHAHA TAG. :D ♥ czekam na więcej. :D

    OdpowiedzUsuń