niedziela, 6 kwietnia 2014
31. Rosie, kociaku mój złoty!
Muzyka: Good Charlotte - 1979.
Gdy wszyscy byli w swoich łóżkach i smacznie spali ja siedziałam w salonie zastanawiając się nad zachowaniem Roberta przy obiedzie. Coś przeskrobał, czy jest ku temu jakiś inny powód? Pokręciłam głową aby każdą ewentualność wyrzucić z podświadomości. Westchnęłam spoglądając na telewizor w którym aktualnie rozbrzmiewały wiadomości, a że one mnie nie interesowały to głos miałam wyłączony. Usłyszawszy po chwili kroki pokręciłam głową.
- Panienka co tu robi? - Szepnął obok mojego ucha Rob.
- Och - wymsknęło mi się. - Nic takiego, nie mogę zasnąć.
- Czy ja, jako twój chłopak, nie rozgrzewam cię do spania? - Przeskoczył przez oparcie sofy i usadowił się obok mnie. - Mam czuć się urażony?
- Ciekawe gdzie żeś był trzy miesiące - zaśmiałam się robiąc trochę groźną minę. - Czuj się jak chcesz - mruknęłam obojętnie.
- Hej! - Sprzedał mi sójkę w bok, na co wywróciłam tylko oczami. - Co ci jest?
- Nic - odpowiedziałam krótki i stanowczo. - A tobie, Robercie?
Punk zmarszczył czoło przyglądając mi się uważnie. Pewnie zastanawiał się o co może mi chodzić. Fuknęłam wpatrując się w ekran telewizora.
- Sannie, powiesz mi o co ci teraz chodzi?
- O twoje zachowanie przy obiedzie - wymamrotałam.
- Przepraszam, że nie pochwaliłem twojego jedzenia. Ale myślałem, że wiesz, iż było baaaaardzo dobre.
- Naprawdę myślisz, że chodzi o to? - Zerknęłam w stronę chłopaka wymownym jak i obojętnym wzrokiem. - Twoje zachowanie. Zamyślenie...
Zmieszał się ponownie tego dnia. Odwróciwszy wzrok westchnął ciężko. Podrapał się w kark po czym spojrzał na mnie:
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytał.
Zmarszczyłam czoło. Czy naprawdę chciałam wiedzieć o tym, co chodziło mu po głowie? A jeśli okaże się, że stało się coś niedobrego. Nie! Nie powinnam tak myśleć. Bałam się i jednocześnie chciałam wiedzieć co dzieje się z moim chłopakiem. O ile w ogóle coś się działo. A może to tylko wytwór mojej wyobraźni... Czyżby zazdrość zaczęła się we mnie rodzić? Przecież... to nie mogłaby być prawda. Nie, Sannie, nie wmawiaj sobie niczego, halo, ogarnij się dziewczę drogie.
- Chcę.
- W takim razie poczekaj - wstał z sofy i wyszedł z salonu. Nie było go z piętnaście minut, a ja zaczynałam się denerwować. Gdy w końcu pojawił się z powrotem. Podszedł i ukląkł przede mną. - Sannie, wyjdziesz za mnie?
Zamrugałam szybko. I właśnie TO chodziło mu po głowie? Nie mogłam w to uwierzyć. Przyglądał mi się, a mnie dosłownie zamurowało. Czy ja śnię, zgłupiałam? Nadal przyglądał się mi wyczekując odpowiedzi.
- Chciałem poczekać z tym do Wigilii, ale że zauważyłaś moją minę to nie mogłem czekać - dodał po chwili.
- Przepraszam, że tak, ale... - zająkiwałam się. - Serio? - Poczułam jak do moich oczu napływają łzy.
- Serio - przytaknął. Wyjął z kieszeni pierścionek. - Wyjdziesz za mnie? - zapytał ponownie.
- T-tak! - Rozpłakałam się na dobre i rzuciłam się na Unclesa. Ten przytulił mnie mocno do siebie po czym wsunął pierścionek na mój palec serdeczny. - Kocham cię - wyszeptałam tuląc się do niego.
- Też cię kocham, mała - wyszeptał wprost do mego ucha.
Wigilia. Dzień wesoły i bardzo rodzinny. Moje pierwsze święta w Niemczech, wśród przyjaciół. Dziś z Unclesem chcieliśmy reszcie ogłosić, iż zaręczyliśmy się. Specjalnie też przez ten tydzień nie nosiłam pierścionka, aby nikt nie zadawał zbędnych pytań.
Wraz z Ephraimem i Daxem przygotowywaliśmy świąteczne potrawy. Beks zajmował się ciastem, Dax rybami a ja resztą. Co jakiś czas przychodził Jerome z Robertem podjadać nam wszystko, ale od razu zostali zbesztani ciężką drewnianą łyżką od Ephinki. Śmiesznie to wyglądało, muszę przyznać.
- Darnell będzie? - spytał Dax kiedy zdejmował z patelni usmażonego dorsza.
- Um, nie wiem - przyznałam.
- Zaprosiłaś go?
- A miałam?
- W końcu jesteś siostrą.
- Ty kuzynem, więc - pokręciłam głową.
- Spokojnie, ja go zaprosiłem. Razem z Jezbell i Nickolasem - odezwał się rozanielony Ephraim.
- Okres dostałeś, że taki radosny? - spytałam.
- Robię ciasto, a to odpręża.
- Chyba gacie na wacie po tacie - wrzasnął z salonu Jerome. Czyżby był gumowym uchem? - Albo ruchał.
- Dobra, morda! - wrzasnęłam. - Wybaczcie za ten ton, ale no... Dużo czasu do kolacji też nie ma.
- Spokojnie, damy radę - odezwał się Dax z szerokim uśmiechem na twarzy. Dawno nie widziałam u niego takiego entuzjazmu, aż miło się na niego patrzy.
Przysiedliśmy do stołu o osiemnastej. Wcześniej przyszedł Darnell i rodzeństwo Knight. Uncles widząc Nickolasa zjeżył się marszcząc brwi. Za specjalnie go nie lubił, ale wydaje mi się, że z wzajemnością. Starałam się uspokoić Roba, aby czegoś nie wywinął. Po złożeniu życzeń zaczęliśmy konsumować, każdy był zadowolony z posiłku.
- Ładnie wyglądasz, Sannie - szepnęła mi na ucho Jezbell kiedy poprosiłam ją o pomoc przy noszeniu deseru.
- Och, wcale nie - wywróciłam oczami. Przyjrzałam się młodszej koleżance; miała na sobie czarną prostą sukienkę, która wyszczuplała ją jeszcze bardziej i uwydatniła również jej biust. - Ty wyglądasz znacznie lepiej.
- Wcale nie - uśmiechnęła się równocześnie rumieniąc się.
- Obie wyglądacie dobrze - usłyszeliśmy głos Nickolasa. - I bardzo olśniewająco. - Poczułam na sobie jego wzrok.
Czemu czuję się osaczona? I to przez niego. Jezbell poszła z talerzem do salonu zostawiając mnie sam na sam ze swoim bratem.
- Dawno się nie widzieliśmy - zaczął.
- Nie tak dawno, ale cóż - mruknęłam znudzona. - Chcesz czegoś konkretnego?
- Chcę ci tylko powiedzieć... - przyglądał mi się uważnie. - Nie mogę przestać o tobie myśleć.
- Więc powinieneś - warknęłam. Co on sobie myśli?
Zrobił krok zbliżając się do mnie. Serce zaczęło bić mi znacznie szybciej. Domyślając się, iż pewnie chce mnie pocałować wsunęłam mu talerz z ciasteczkami i wybiegłam z kuchni od razu powracając do towarzystwa. Dax zauważył moje zdenerwowanie i wziął mnie na bok. Gdy opowiedziałam mu o zajściu w kuchni zaśmiał się mówiąc: „jesteś taka ładna, że nie dziwne, ze nie może o tobie przestać myśleć”. Rozbawił mnie tymi słowami, ale również zdenerwował. Jeśli miał rację, to... mam czuć zagrożenie ze strony Knighta? A może będzie chciał skłócić mnie z Unclesem? Izydo, czemu ja tyle myślę i sobie wmawiam, no, czemu?!
- Kochani! - Emuś zabrał głos uśmiechając się szeroko. Podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Uśmiechnęłam się czując jego bliskość. - Zaręczyliśmy się.
- BĘDĘ WUJKIEM! - Wrzasnął radośnie Ephraim podskakując jak kangur. - Który miesiąc?
Wszyscy zaczęliśmy śmiać się z Beksa. Wszyscy prócz Nickolasa, który spoglądał na mnie smutno. Zdołował mnie nieco ten widok, ale wiedziałam, że tak właśnie musiało być. W końcu kochałam Roberta i byłam z nim szczęśliwa. A to, że nie widzieliśmy się trzy miesiące wzmocniło tylko moje uczucie do punka. Najwyraźniej jego uczucie do mnie również się wzmocniło przez ten czas.
- To nie jesteś w ciąży? - zasmucił się Eph robiąc z ust dzióbek.
- Nie - odpowiedziałam krótko kręcąc głową. - Kiedyś może będę.
- JUŻ CHCĘ BYĆ WUJKIEM, TAAAAAAAAAK? - Krzyknął tupając nogą. Czyżby okres mu się spóźniał?
- Zluzuj portki - zaśmiał się Jerome. - Jak będą chcieli to coś zmajstrują - wytknął język.
Błagam, nie mówcie mi, że teraz będziemy rozmawiać o tym kiedy zajdę w ciążę, bo nie ręczę za siebie!
Rozmawialiśmy jeszcze trochę, w szczególności Ephraim prowadził monolog o dzieciach, ciąży i tych sprawach. On taki obeznany czy tylko chce nas popędzić? Jez i Diana wzięły mnie na bok pytając o to kogo chciałabym na druhnę. Odpowiedziałam im, że nie myślałam nad tym, ponieważ jest jeszcze za wcześnie na takie rozmowy. Na co młoda Knight powiedziała, że obie mogą mi towarzyszyć. Uśmiechnęłam się tylko nie mówiąc nic.
- DAX, GDZIE SCHOWAŁEŚ PIANKĘ DO WŁOSIA?! - Po całym domu rozległ się głos Ephraima.
Młody był bardzo podniecony faktem ostatniego dnia roku i chciał zrobić się na bóstwo, co wydawało mi się dość... dziwne. W szczególności jak na niego. Każdy był podniecony myślą Sylwestra i dobrej zabawy, szczególnie Beksu i Simeon. Nye, jak to na niego przystało, siedział non stop u siebie. Zaczynałam zastanawiać się co on tam w ogóle robi. Wolałam jednak tego nie sprawdzać. Nie byłam pewna czy moja psychika by to wytrzymała. Już mało co potrafi znieść na dobrą sprawę. Kuzyn był w siódmym niebie i nie dało się z nim porozmawiać. Najwyraźniej był pochłonięty realizacją umysłową choreografii na dzisiejszy wieczór, szalony blondas. Młody, co mnie zobaczył, zaczął swój monolog o wspaniałości RoseMary i jaka to ona jest wspaniała, urocza i sympatyczna. Dla niego mogła taka być, ale ja nie miałam okazji jej poznać, więc nie miałam zdania na jej temat.
- IDŹ DO SKLEPU I SOBIE KUP, ŻEBERAKU! - Po kilkunastu minutach odezwał się O'Callaghan.
- ALE ŻEŚ JEST, BLOND ŚWINIA! - prychnął szatyn wywracając oczami.
Przyglądałam się uważnie szatynowi zastanawiając się o co mu chodzi i po co mu ta pianka. Sarkazm nasikał na mój język, lecz wolałam trzymać język za zębami. W końcu ostatniego dnia tego roku nie będę się denerwować, bo po co.
- Cholera! - mruknęłam do siebie gdy przypomniało mi się, że jestem spóźniona na spotkanie z bratem.
- O co chodzi? - spytał zdziwiony Beks. Trzymał w dłoniach brokatową marynarkę, którą miał chęć założyć dziś wieczorem. - Rodzisz?
Skarciłam szatyna wzrokiem zastanawiając się czy w ostatnim czasie nie stracił piątej klepki albo czy w ogóle ją kiedyś posiadał. W zasadzie po trasie mógł stracić kontrolę nad swoim umysłem. Czy ja czasem nie zaczęłam mówić bzdur?
Wyjęłam telefon i następnie napisałam Darnellowi, że nie dam rady się zerwać, bo przecież te dekle beze mnie zginą. Chociaż przed moim przyjazdem dawali sobie jakoś radę.
Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Rosie, kociaku mój złoty! - wystrzelił Ephraim tuląc się do dziewczyny.
Więc to była RoseMary?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz