wtorek, 16 sierpnia 2011

16. Nie, nie, nie! Tego nie było, to się wytnie.


Muzyka: Kash Macabre - Anaglyph.


   Chłopak przyjrzał mi się uważnie marszcząc czoło. Potrząsnęłam głową wyrzucając tym samym chęci do ryczenia. Co ja się dziś taka wrażliwa zrobiłam? Matko...
   Wstałam z mężczyzny uśmiechając się przepraszająco i niewinnie. Ding, dong, już dawno powinnam się na niego wydrzeć, co się ze mną kurde dzieje? Zuooo.
   - Chwila moment - odezwał się zachrypniętym głosem. - Sannie? O mój cholerny piegusku, jak miło cię widzieć! - Wstał z chodnika i przytulił mnie mocno do siebie.
   - Jeny, Nickolas, zmieniłeś się trochę. - zlustrowałam go od góry do dołu. - Napakowałeś i ten trzydniowy zarost. - poklepałam przyjaciela delikatnie po policzku.
   - Ty za to nic się nie zmieniłaś. - roześmiał się wesoło poprawiając swoje okulary przeciwsłoneczne. - Co robisz w Hamburgu?
   - A, przyjechałam do kuzyna. - odpowiedziałam uśmiechając się szeroko.
   Jak miło spotkać kogoś po pięciu latach, serio. W ogóle nigdy bym nie przypuszczała, że spotkam go jeszcze po tych pięciu latach. Coś mi się wydaje, że bierze mnie na jakieś sentymenty. Ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego. Chociaż nie ostatnio - dziś wyjątkowo. Jak zwykle powód nieznany, typowe.
   Z Nickolasem poszliśmy do parku. Rozmawialiśmy o czasach szkolnych, o tym co się przez ten czas działo się z nim i  jego młodszą siostrą Jez. Przypomniało mi się jak wraz z młodszą Knight siedziałyśmy na boisku szkolnym a Nick z Darnellem i kilkoma innymi chłopakami grali w football amerykański. Oczywiście Jezbell spadła kilka razy z trybunów śmiejąc się przy tym w niebo głosy, a ja krztusiłam się co chwila widząc jak mój bliźniak potyka się o własne nogi wpadając w kałużę.
   Przegadaliśmy dobre kilka godzin, Przez chwilę nie pomyślałam nawet o chłopakach, którzy mogliby zrobić w domu nie wiadomo co - podpalić, pozabijać siebie nawzajem. Pochowanie ich zrujnowałoby mnie finansowo. Położyłam głowę na ramieniu przyjaciela i ziewnęłam szeroko. Poczułam jak Nickolas chichocze. Odwróciłam głowę w jego stronę robiąc dzióbek.
   - Co cię tak rozbawiło?
   Spojrzał na mnie swoimi szaro-zielonymi pełnymi ciepła i rozbawienia za razem. Uśmiechał się szeroko, lubiłam go takiego. Odkąd się poznaliśmy zaczął się więcej uśmiechać. Przyznaję się bez bicia, że jego dawna postawa buntownika bardzo mi schlebiała.
   - Zawsze jak chce ci się spać to o coś się opierasz i ziewasz. - uniósł łobuzersko kąciki ust.
   Szturchnęłam go palcem między żebra. Stary, ładnie żeś mnie podsumował w tym momencie. Gdybym nie była tak długo na dworze dzisiejszego dnia z pewnością by oberwał. Zmarszczyłam lekko brwi przyglądając mu się uważnie. Zauważyłam błysk w jego oczach. Przybliżył swoją twarz do mojej i złożył delikatny pocałunek na moich wargach.
   Wstałam z ławki niczym oparzona. Nie, nie, nie! Tego nie było, to się wytnie. A może jednak nie? Jeny, jeny, jestem w kropce, chociaż chwila - nie kocham go. No, może kiedyś ta było, ale nastolatki tak mają. A teraz? Nie, to nie to samo. Może pomarzyć, ot co!
   - Przepraszam - usłyszałam za sobą cichy baryton Knighta. - poniosło mnie trochę.
   Pff, poniosło? Mój drogi, to chyba mało powiedziane! Przeczuwałam, że zrobił to specjalnie, powinnam zareagować od razu przy tym błysku w jego oku. Świetnie teraz będzie mnie to wszystko dręczyć. Och, Nickolas, gdybym cię nie znała już dawno wylądowałbym w morzu Bałtyckim lub pobliskiej rzece.
   - Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się lekko. Nie wierzę, że to powiedziałam, szlag! - Eem, pójdę już. Na razie.
   Ruszyłam przed siebie. Jeśli pomyślał choć przez chwile, że ma jakieś u mnie szanse to się kurde myli. Przydałby się sznurek, hak i goodbye world, yea! Nie, jednak nie zrobię tejże wspaniałej usługi Vivien, o nie. Po moim trupie.
   - Czekaj! - wrzasnął za mną. Sekundę później znalazł się tuż obok mnie. - Odprowadzę cię.
   Genialnie po prostu. Co teraz? Czuję się trochę niezręcznie. Czas na moją minę numer pięć tysięcy siedemset czterdzieści trzy - „dobra mina do złej gry i głupie uśmiechy”. Szliśmy dłuższą chwilę w milczeniu. Nick miał na nosie cały czas okulary przeciwsłoneczne. Miałam wrażenie, że patrzy na mnie a nie przed siebie, żeby nie obić sobie mordki o chodnik.
   - Nie gniewasz się, co?
   Skąd! Mam tylko ochotę nieźle ci przywalić, fajnie nieprawdaż?
   - Gniewam. - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
   - No weź, San...
   - To, że uwielbiasz spontan nie usprawiedliwia cię - schowałam ręce do kieszeni. Czułam jak gromadzi się we mnie ta piekielna złość. Przeszliśmy jeszcze kawałek i kopnęłam kamień ze złością.
   - Widzę, że pod wpływem impulsywnym nic się nie zmieniłaś - przyznał oschle.
   - Ta...
   Po kwadransie staliśmy już pod drzwiami. W oknie świeciło się światło i było wyjątkowo cicho. Zmarszczyłam czoło - coś mi tu nie grało. Spojrzałam na lovelasa Nickolasa wywracając oczętami. Otworzyłam drzwi i sama nie wiedzieć czemu zaprosiłam przyjaciela do środka. Stanęliśmy w progu salonu, Nickolas nadal miał na nosie ciemne okulary. Westchnęłam cicho i zaczęłam związywać włosy gumką. Zerknęłam na Ephraima i Roba siedzących właśnie na kanapie.
   - A co tu tak cicho jak na pogrzebie? - spytałam. - Gdzie erotoman z epoki kamienia?
   Chłopcy jakoś dziwnie się na nas patrzyli. Bardziej na Nickolasa, który uśmiechał się zawadiacko i z wyższością. W tym samym momencie z fotela poderwał się Darnell podbiegając do Nicka i prawie go przytulając. Nie poznaję własnego brata...
   - Nickuś! - wrzasnął radośnie brat.
   - Daruś! - Nickolas również ucieszył się na jego widok. Ściągnął okulary. - Stary, utyłeś!
   - Prędzej schudłem! - zaśmiał się obejmując ramieniem szatyna i idąc z nim w stronę kuchni.
   - I znowu zacznie się chlanie po kątach - odparłam smutno siadając na miejsce Darnella.
   Kątem oka zauważyłam, że Ephraim uniósł brew wpatrując się w moją skromną osobę. Robert zaczynał kręcić energicznie głową waląc się dłońmi po twarzy. Patrzyłam na niego ze zdziwieniem. Czy on aby na pewno dobrze się dziś czuje?
   - Tak w ogóle kto to? - spytał Ephi po dłuższej chwili.
   Och, zaczyna się przesłuchanie...
   - Kolega. - Odpowiedziałam krótko. - Chodziliśmy razem do podstawówki. - dodałam po chwili.
   Rob spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, wręcz nie do opisania. Już miałam ochotę zapytać go, czy zobaczył UFO bądź coś innego, ale wolałam nie. Dobiegły do nas śmiechy z kuchni - Ephraim odchrząknął. Uniosłam brew przyglądając się uważnie najmłodszemu Lexingtonowi.
   - Eph, wszystko dobrze? - spytałam z lekką troską.
   - Tak. Tylko nie wiem czy czasem twój brat i twój kolega nie zajadają naszej czekolady. - skrzywił się odrobinę wskazując na Unclesa.
   - Nickolas nie spożywa produktów zawierających słodziki i tym podobne, a jeśli chodzi o mojego brata... Możecie się bać. - kiwnęłam głową.
   Ephraim spojrzał na Roberta, którego mina mówiła sama za siebie - „tkniesz moją czekoladę pożegnasz się z kroczem”. Oł, groźby? Fajnie, będę musiała zobaczyć Roberta kiedyś w akcji.
   Ledwo żywa wstałam z fotela i ziewnęłam. Chciało mi się cholernie spać, a było dopiero po dwudziestej. Szatyn spojrzał na mnie z przerażeniem.
   - Beks, aby na pewno wszystko dobrze? - spytałam ponownie pocierając oko wierzchem dłoni. - Nie wydaje mi się aby miało to jakiś związek z waszą czekoladą.
   Rob szturchnął przyjaciela łokciem dając mu tym samym znać aby nie mówił o czymś co mogłoby ich pogrążyć, bądź coś w tym rodzaju. Wzruszyłam ramionami.
   - Dobra, idę już spać. - mlasnęłam. - Trzeba kiedyś się wyspać. - pomachałam dłonią w stronę chłopaków. - Branoc - podeszłam do schodów i ruszyłam żółwim tempem do swojego pokoju. Nie przebierając się w piżamę walnęłam się do łóżka.

   Obudziły mnie donośne śmiechy dobiegające z parteru. Zła usiadłam na łóżku spoglądając na zegar wiszący na ścianie - wskazywał dwudziestą trzecią siedem. Potrzepałam dłońmi włosy jakbym miała w nich pająka i chciała go z zrzucić.
   Wyszłam ze swojego pokoju i natknęłam się na Ephraima, który miał na sobie moje ciuchy i tonę pudru na ryjku. Ten widok zamiast mnie jeszcze bardziej dobić tylko mnie rozśmieszył. Beks zrobił zdziwioną minę po czym zaśmiał się.
   Kiedy znalazłam się w salonie Nickolas, Robert i Dax tańczyli jakieś swoje durne tańce. Darnell leżał rozłożony na podłodze z piwem w ręku i śpiewał coś pod nosem:
   - Żono moja, serce moje, kiedy umrę wszystko twoje. - czknął machając nogami.
   Hm, chyba nadal rozpamiętuje Vivien, tylko nie daje tego po sobie poznać. Minęło zaledwie dwa tygodnia odkąd zniknęła z naszego życia. I przyznaję się, że ten widok mnie trochę dołuje. Nie jestem dobrą siostrą.
   - Też nie macie co robić po nocach. - podeszłam do telewizora i wyłączyłam go.
   Darnell nadal tkwił w swoim Smerfnym świecie z panną Hayes u boku, a reszta patrzyła na mnie tak jakbym chcieli mnie zabić. Ba, poćwiartować za wyłączenie im jedynego źródła muzyki. Rozczarowana pokręciłam głową.
   - No szo ty odfflas? - spytał punk idąc przed siebie chwiejnym krokiem.
   - Chluśnijmy i już nigdy więcej nie uśnijmy! - Nickolas podskoczył z radością.
   Zrobiłam wielkie oczy spoglądając na każdego z nich po kolei. Przyłożyłam dłoń do czoła. Brakuje tutaj tylko spitego Romana i diabeł wie czego jeszcze.
   Atmosfera w pomieszczeniu zamarła gdy do salonu weszli Jerome z jakąś dziewczyną którą skądś kojarzyłam. Bracki dalej śpiewał jakieś balladyczne piosenki, zaś roztańczona trójka zdziwili się tym widokiem. Twarz Nicka spoważniała i przybrała tęgi wyraz. Brunetka spojrzała na niego.
   - Co ty tu robisz?! - spytali się nawzajem. - Ja? Co ty tu robisz?
   - Szto tjo ijeft? - spytał Uncles. Zrobił kilka kroków przed siebie i w ostateczności walnął się twarzą w segment. - Szepruoaszam puoana - parsknął po czym padł na podłogę. Zaczął chrapać.
   - Zawsze z tobą chciałbym być, przez całe lato! - zawył Darnee.
   Westchnęłam głęboko. Dax patrzył na to wszystko szeroko otwartymi oczyma. Nickolas splótł ręce na klatce piersiowej podchodząc nieco bliżej. Jerome zastanawiał się o co w ogóle chodzi.
   - Powiedziałaś, że idziesz uczyć się do Jinny. - zmarszczył nos. - Po raz kolejny zawiodłaś moje zaufanie, Jez.
   - Jezbell? - podeszłam do nich nieco bliżej. - A wiedziałam, że skądś znam tego fejsa.
   - Przepraszam, ale cię nie znam - uniosła brew zwracając się do mnie.
   No jasne, mnie się przecież nie da pamiętać. Pokręciłam głową wlepiając wzrok w Simeona.
   - San, to wy się znacie? - spytał trochę zmieszany. Zerkał to na mnie to na rodzeństwo Knight. - To ty masz na imię Jez, a nie Maya? - Po chwili zwrócił się do czarnowłosej.
   - O! Kolejne kłamstewko - szatyn syknął ze złością. - Nie tak starałem się ciebie wychować.
   - Nick, wyluzuj. - poprosiłam go.
   - Jakbym ci powiedziała, że idę na imprezę zapewne byś mnie nie puścił. - jęknęła z oburzeniem.
   - Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej, a ty mi to najczęściej utrudniasz.
   - Nick, no... - tupnęła nogą, a do jej oczy zaczęły napływać łzy.
   - Stary, weź z bastuj. Ty w jej wieku nie byłeś pewnie lepszy. - popchnęłam go delikatnie.
   Spojrzał na mnie, a w jego oczach malował się ból, złość, rozczarowanie i... nie moc. Zrobiło mi się ich obydwoje żal.
   - Dobra, dobra. Spokojnie, nie pozabijajcie się tylko. - wtrącił Dax.
   Knight gwizdnął na swoją siostrę. Ta westchnęła smutno spoglądając prosto w oczy Simeona po czym rodzeństwo wyszło.
   Rob złapał mnie i Daxa za nogawki spodni i pociągnął nas tak, że znalazłam się na emowcu zaś kuzyn na mnie.
   - Boże, ile ten stół waży?! - Robert wydarł mi się do ucha.
   - Rob, pijaku! - Daxtan jakimś cudem kopnął przyjaciela w piszczel po czym wstał wyciągając ku mnie swoją dłoń.
   Uścisnęłam ją po czym wstałam z punka. O'Callaghan spojrzał na Jerome'a z lekkim zaciekawieniem w swych błękitnych oczach. Ten zaś wzruszył ramionami i ruszył w stronę swego pokoju. Kuzyn usiadł na kanapie.
   - Się porobiło - mruknął pod nosem. - W ogóle kim była ta dziewczyna? - spytał po dłuższej chwili.
   - Jego siostrą - odpowiedziałam.
   - Nie zabijaj mnie, nie chciałem! - zaskomlał emowiec wierzgając kończynami.
   Dax zamarł, a ja zrobiłam minę godną idioty roku z miną mówiącą o tym, że jak zwykle nic nie wiem. Dowiem się wszystkiego jako ostatnia, normalka.
   - Co on mamrocze?
   - Nic.
   - Jesteś pewien?
   - Tak - skarcił mnie wzrokiem. - Więc to była siostra twojego lovelasa?
   - Taa. - kiwnęłam. Wolałam już nie komentować tego ostatniego wyrazu, które wymówił. - Czasem sprawiała mu niezłe kłopoty wychowawcze.
   - No, nie dziwię się. I przyznaję, iż ma charakterek.
   - Oj, nie znasz jej. - uśmiechnęłam się lekko.
   Uncles nadal mruczał coś przez sen. Darnee zaczął już przytulać się do nogi stołu. Wyglądał jak aniołek.
   - Chodźmy dalej spać.
   - A co z tymi sierotami?
   - Chcesz takiego osiemdziesięcio kilowego śledzia na górę targać? Bóg cię moja droga opuścił?
   - Ej, wiem ile mój brat waży, nie musisz mi przypominać. - odchrząknęłam.
   - Mówiłem o Robie.
   - No masz, odezwał się ten co sześćdziesiątkę ledwo co waży. - splotłam ręce na piersi. - Poza tym po szaszłyku nic nie widać. - wzruszyłam beznamiętnie ramionami.
   Kuzyn roześmiał się melodyjnie. Rozbawiłam go czymś czy jak? Odwróciłam się. Parsknęłam śmiechem ponownie widząc Ephraima tym razem w jakiejś dziwnej, obcisłej sukience. I kolor jego powiek - normalnie śmierć przez śmiech to pikuś. Pan Pikuś.
   - Eph, jesteś chory. - odezwałam się po dłuższej chwili nabijania się z niego.
   - Sielelele, niuciulele. - szatyn wyszczerzył się w głupim uśmiechu.
   Znowu wymyślił jakieś głupie słowa i śmiał się z tego? Współczuję jego przyszłej żonie, na prawdę. Zaczęłam zastanawiać się co Beks w ogóle robi w tym zespole. Prawie w ogóle go nie słychać, a te teksty po pijaku. A później marudzi, że się z niego śmieją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz