czwartek, 26 grudnia 2013

28. Ogarnij swój pusty amerykański mózg.


Muzyka: The Wanted - Warzone.



   Zamarłam... Nie wiem dlaczego, ale zamarłam. Mimo, że Simeon o tym pomyślał, a Ephi okazał lubić chłopców; to tak naprawdę zdziwił mnie fakt, iż mulat w ogóle to zasugerował. Więc może dlatego Uncles jest taki ni do tulenia, ni do żartów.
   - Zapewne też dlatego nic nie mówi - wyszeptałam.
   - Tak naprawdę jest zły na Romiego.
   - Bez dwóch zdań - westchnęłam. Czajnik zaczął gwizdać, więc wyłączyłam gaz i zalałam wrzątkiem herbaty. - Pomożesz mi? - spytałam Beksa a ten tylko kiwnął przytakująco głową.
   Zanieśliśmy gorące napoje do salonu. Rob dalej był nadąsany i siedział na fotelu. Dax pykał coś na telefonie, za to Jerome i Diana o dziwo spokojnie sobie rozmawiali.
   Po jakimś kwadransie poprosiłam Roberta na stronę. Poszliśmy do kuchni, bo tam było przytulnie i cicho.
   - Ephraim powiedział mi o tym co się stało na próbie - zaczęłam poprawiając dłonią włosy.
   - I?
   - Chyba nie myślisz, że on się w tobie na serio podkochuje? Pewnie Romie powiedział tak, bo widzi jak dobrzy z was kumple i zazdrości.
   - Sannie, a jeśli to prawda?
   - Kochanie, gdyby była, to pewnie by ci o tym powiedział, zaraz po tym jak Roman o tym powiedział. Poza tym to twój przyjaciel, i wie, że jesteś z kimś. Ogarnij swój pusty amerykański mózg.
   - Ale...
   - Uncles - warknęłam - żadnych „ale”, bo ci nogi z dupy powyrywam. I skończy się miłości czar.
   - Wszystko, tylko nie kończmy czaru miłości! - westchnął teatralnie. - Długo czekałem by z tobą być i nie chcę tego tak szybko kończyć.
   Powiało lekkim dramatyzmem z jego strony, ale wydało mi się to dość słodkie. Uśmiechnęłam się zadziornie w jego stronę po czym postałam mu w powietrzu całusa. Ten zaczął się śmiać niczym krejzol, którym jest, wstał od stołu, obrócił się kilka razy na pięcie i wrócił do salonu cały radosny.
   Nagle usłyszałam pisk z pomieszczenia w którym znajdowała się cała ferajna. Wstałam od stołu i ruszywszy szybko do salonu obmyślałam jak opieprzyć Simeona o to, że dokucza Beksowi. W rezultacie, po przekroczeniu progu zauważyłam Daxa zalanego łzami.
   - Na Izydę, co się stało?! - podbiegłam do kuzyna i objęłam go ramieniem.
   - Właśnie nie wiemy - zaczął Romie.
   - Odebrał telefon, wydukał coś i widzisz co jest - dodał Beks.
   - Przynieście szklankę wody - powiedziałam.
   - Dobra - rzuciła Leigh ruszając do kuchni. Wróciła po chwili. - Trzymaj. - postawiła szklankę tuż obok mnie na stoliku.
   - Dax? Co się stało? - spytałam po dłuższej chwili gdy jego dramaturgia nieco osłabła.
   - Bo... bo... - odwrócił się w moją stronę i spojrzał głęboko w moje oczy. - Layla zginęła w wypadku - wtulił się we mnie i ponownie zalał się łzami.
   Mimo, że znałam ją stosunkowo krótko to i tak zrobiło mi się przykro. Ból jaki odczuwał O'Callaghan był zapewne nie do zniesienia. Usłyszałam nagle dzwoniący telefon w mojej kieszeni.
   Co u licha!?
   Spojrzawszy na wyświetlacz nie zdziwiłam się specjalnie - Darnell pewnie miał zasadniczo głupie pytanie, jak to na niego przystało.
   - Co jest? Zapomniałeś jaki rozmiar stanika nosisz? - spytałam słabym głosem. Starałam się jakoś rozładować atmosferę w domu.
   - Wiesz, mimo, że nie jestem już z Ivie po tym co mi zrobiła to nadal coś do niej czuję - powiedział.
   - Jak chcesz do niej wrócić to twoja sprawa - sarknęłam.
   - Nie, nie - zaprzeczył. - Dalej ją kocham, to wszystko.
   - Rozumiem. Coś jeszcze?
   - Ale... Znaczy, ona zginęła.
   - CO?! Jak?
   - Wypadek. Przed chwilą dzwonili, bo miała mnie zapisanie jako „mój chłopak”.
   Szybko szturchnęłam Daxa i skierowałam moje pytanie do obydwóch:
   - Gdzie jechała i w ogóle?
   - Jechała do swoich dziadków w Holandii - powiedział Dax. - Mini busem.
   - Z tego co mi mówili to była w mini busie jadącym do Holandii, ale ona jechała do Francji. Nick nawet zapłacił za jej bilet.
   - Ech - wydusiłam z siebie. - Wróć do domu jak najszybciej. Nie chcę się martwić o to czy coś ci się nie stało.
   - Dobrze, będę za jakiś kwadrans - rozłączył się.
   Rzuciłam telefon na kanapę. Dax uspokoił się w tym czasie i popijał wodę. Robert wyszedł na dwór, pewnie wypatrywać mojego brata. Współczułam obojgu. Może i Ivie postąpiła jak rasowa sunia i w ogóle, ale nigdy nie życzyłabym jej śmierci, szczególnie w tak młodym wieku.

   Po tym jak Dax uporał się z bolesną prawdą o Layli postanowił, że pochowa ją w Hamburgu. Ciało Vivien przetransportowano do Stanów. Rodzice Ivie uważają, że to wszystko wina Darnella. Bracki zaś, żeby się nie denerwować postanowił nie roztrząsać tego i dać spokój.

   W ciągu miesiąca LXB przygotowywali się do trasy. Dax początkowo nie chciał brać udziału w treningach na sali, ale w końcu nie wytrzymał. „Mam się załamywać? Już wolę tańczyć i się z tym pogodzić” - to jego słowa, które zacytował mi Uncles. Dowiedziałam się również, że wraz z chłopakami będą tańczyć dziewczyny. Przyznaję bez bicia, że poczułam ukłucie zazdrości. Naprawdę, co ta miłość robi z ludzi.
   Darnell  postanowił, że przeprowadzi się do Nickolasa, tłumacząc się, iż chciałby bliżej poznać Jezbell. Coś czuję, iż miłość się kroi w powietrzu. Natomiast ja postanowiłam, że na czas trasy lexingtonów polecę do Miami, bo po co miałabym sama w domu siedzieć? Tak przynajmniej pobędę w starych kątach. Może poznam kogoś fajnego, czy coś.
   - Będę tęsknił, San - rozryczał się Beks, gdy staliśmy na lotnisku. - Jesteś pewna, ze nie chcesz z nami w traskę?
   - Potrzebujecie trochę odpoczynku ode mnie - uśmiechnęłam się ciepło do niego. - Poza tym przeszkadzałabym wam tylko.
   - Nie boisz się, że ktoś ci Robcia skrobcia zawinie? - zaśmiał się złowieszczo Jerome.
   - Boję, ale ufam mu na tyle, że wiem, iż nie da się byle komu - spojrzałam na ukochanego, ten uśmiechnął się zabójczo.
   - Będę ich pilnować - Diana uśmiechnęła się przyjaźnie.
   - Chodźcie, na nas już czas - rzucił Jerome, wszyscy wiedzieli o co mu chodzi.
   Emuś stał na przeciwko mnie, ale zrobił kilka kroków do przodu aby być znacznie bliżej. Objął mnie w pasie, a ja położyłam dłonie na jego klatce piersiowej uśmiechając się delikatnie.
   - Nie znoszę pożegnań - mruknęłam smutno.
   - Na szczęście tylko na trzy miesiące.
   - Ale to i tak długo - westchnęłam. Łzy zaczęły napływać mi do oczu.
   - Kocham cię - wyszeptał delikatnie całując mnie w policzek.
   - Ja ciebie też - zamrugałam szybko aby odgonić napływającą chęć rozpłakania się. Spojrzałam na niego spod byka. - Jak myślisz, damy radę?
   - Tak - pocałował mnie namiętnie. - Będziemy się kontaktować, więc damy radę. - Przytulił mnie mocno do siebie.
   - Miłego koncertowania - powiedziałam, kiedy to zaczęli wywoływać mój lot.
   - Miłego odpoczynku. Pozdrów rodzinkę - spojrzał mi głęboko w oczy.
   - Dobrze. - Przelotnie pocałowałam go w policzek i ruszyłam na samolot. Gdy odwróciłam się przez ramię stał nadal na swoim miejscu.


Elo, elo. :D 3:21 w nocy a Sandzia daje rozdział, kto by pomyślał! :D Co te święta robią z ludzi, serio, nie mam pojęcia. XDDDD Dobra. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. >D
Czymajta się, ludzie. ♥

2 komentarze:

  1. Kocham kocham kocham kocham kocham to i ciebie za to że nie skazałaś mnie na długie wyczekiwanie na kolejny rozdział. Czekam na kolejne. Sandziu byle by cię wena nie opuściła.< 333

    OdpowiedzUsuń
  2. Same dramaty, Sandzik. Zresztą, tutaj taka powaga, a nagle to "Robcia skrobcia". No i po mnie. Powaga poszła w pizdu. :)

    Juls. xoxo

    OdpowiedzUsuń