sobota, 4 września 2010

3. Jesteście do siebie podobni jakbyście byli rodzeństwem.

Muzyka: Paramore - Careful.



   Następnego dnia obudziłam się z lekkim bólem głowy co zdarzało mi się stosunkowo często, tak w końcu była godzina szósta rano. Boże, wiesz jak ja lubię tak wcześnie wstawać. Wygrzebałam się z łóżka i rozciągnęłam się. Tak, tak byłam w ciuchach, co nie przeszkadzało mi ani trochę. W końcu i tak miałam czas aby zrobić cokolwiek zanim reszta się obudzi. Oczywiście mój nocny plan się nie powiódł, co dziwi mnie jeszcze bardziej niż to, że mieszkam z piątką facetów. Westchnąwszy na samą myśl podeszłam do drzwi i pociągnąwszy za klamkę otworzyłam je, mogłam to również zrobić w inny sposób, ale wtedy musiałabym klnąć na całe sto kilometrów.
   Gdy wyszłam z mojego pokoju usłyszałam chrapanie z pokoju na przeciwko, widać, że Robert miał dużo lepszy sen ode mnie i to po stokroć. Idąc korytarzem do końca słyszałam tylko chrapanie, nawet mnie to nie zdziwiło.
   Zamykając drzwi od lodówki odwróciłam się i doznałam szoku, aż podskoczyłam jak od ognia.
   - Co się tak zakradasz? - Usłyszałam głos szatyna.
   - Przestraszyłeś mnie - syknęłam przez zaciśnięte zęby. - Ty... nie wiem jak ci tam, ale jeśli to się powtórzy to ci nie daruję.
   - Cholera - warknął na siebie. - Czemu to zawsze ja dostaję po głowie. Ach, no tak, bo jestem najmłodszy.
   - Z tego co mi wiadomo... - Zamyśliłam się aby przypomnieć sobie jego imię, gdyż Dax coś mi o nim wspominał. - Ephraim, to dostajesz po głowie od Roberta i tego jak mu tam...
   - Jerome'a. Tak, zgadza się. - Westchnął spuszczając głowę.
   - Chyba najgorzej jest być najmłodszym szczególnie w takim zespole. - Usiadłam przy niewielkim stole. - Coś o tym wiem, w razie co możesz na mnie liczyć. - Spojrzałam na chłopaka z uśmiechem od ucha do ucha.
   - Kusząca propozycja, ale nie chciałbym abyś miała kłopoty.
   - Stary, kłopoty to moje drugie imię.
   - Szkoda, że Dax dużo nam o tobie nie mówił.
   - Norma, zawsze niektóre rzeczy zatrzymuje dla siebie, jak to on.
   - Zauważyłem właśnie. - Uśmiechnął się. - A tak w ogóle to czemu nie śpisz?
   - Mam zawsze takie szczęście, że tak wcześnie wstaje. - Wyszczerzyłam zęby w trochę złośliwym jak dla mnie uśmiechu.
   - Chciałaś zrymować?
   - Wiem, nie wyszło. - Westchnęłam.
   - Bywa - zaśmiał się cicho.
   Uśmiechnęłam się otwierając butelkę z mlekiem i upiłam łyk. Wstałam od stołu i wstawiłam butelkę z powrotem. Ephraim cały czas przyglądał mi się uważnie i z rozbawieniem na twarzy.
   - Co? - Spytałam po dłuższej chwili.
   Wzruszył tylko ramionami.
   - Czemu tak na mnie patrzysz?
   - Zastanawiam się właśnie czy Dax na pewno jest twoim kuzynem.
   - Co przez to rozumiesz?
   - Jesteście do siebie podobni jakbyście byli rodzeństwem.
   - Wydaje ci się. Nie ty pierwszy tak mówisz i zapewne nie ostatni.
   - Serio?
   - No. Gdzie bym się z nim nie spotkała to każdy mówi, że mam fajnego brata. - Wzruszyłam ramionami.
   - Cóż...
   - Dobra, dobra, wiem. - Przerwałam mu.
   Zamknął tylko usta i wzruszył ramionami.
   - Czołem dziewczęta! - Wparował do kuchni Jerome z uśmiechem Azjatki. - O czym gawędzicie? Pewnie o farbie do włosów? Tak, Ephinie by się przydała. - Podszedł do szatyna i potargał mu kłaki na co ja parsknęłam śmiechem na całe pomieszczenie.
   - Aua, Jerome! - Pisnął Ephraim.
   Ten zaczął razem ze mną się śmiać. Po jakimś czasie również szatyn zaczął się śmiać razem z nami. Bądź co bądź, ale to i tak było śmieszne. W pewnym momencie dało się usłyszeć huk. Coś dość sporego musiało spaść z łóżka. Modliłam się w duchu aby to nie był Dax, ale z drugiej strony byłaby lepsza zabawa jakby się go zdenerwowało.
   - Jeroooooooooome!
   - Cholera, to Emuś. - Odezwał się po chwili Jerome.
   - Emuś? - Zdziwiłam się trochę.
   - Stary, masz przekichane. - Ephraim poklepał kolegę po ramieniu. - Jest tak wcześnie, a Rob tego nie lubi.
   - To twoja wina.
   - Moja?
   - Tak.
   - Bo, iż, ponieważ?
   - Jesteś kobietą, domyśl się!
   Ephraim w odpowiedzi tupnął nogą.
   Nie odezwałam się ani słowem, chciałam popatrzeć na to jak się kłócą, moja uciecha z tego powodu nie miała końca. Po krótszej chwili do kuchni wparował wściekły Robert, bez tego emo-makijażu wyglądał jak porządny facet, a te jego kłaki były skierowane na wszystkie strony świata.
   - Kurde, stary, co tobie? - Zaśmiał się wesoło Jerome. Ten tylko prychnął. - Co?
   - Jajco. Wiesz która godzina?
   - Dziewiąta?
   - Właśnie, a do trzynastej jest czasu jak marasu. A ja myślisz, czemu tu jestem z poduszką w ręce? - Uniósł zaciśniętą na poduszce rękę.
   - Sannie, lepiej się zmywajmy. - Szepnął do mnie Ephraim.
   Spojrzałam szybko na niego i przytaknęłam. Niepostrzeżenie wyszliśmy z kuchni. Kątem oka zauważyłam, że już zaczęła się akcja z poduszką, było też słychać krzyki. Kiedy z Ephraimem usiedliśmy w salonie, na przeciwko kuchni, zaczęliśmy się śmiać jak stado baranów. Nie wiem co nas tak rozśmieszyło, ale powstrzymać się nie mogliśmy.
   - Założę się, że zaraz wstanie Dax i zrobi z nimi porządek. - Odezwał się Ephraim, gdy się trochę uspokoił.
   - Pewny tego jesteś? - Spojrzałam na niego z totalna powagą. - Założę się o mój lakier do paznokci, że zwali to wszystko na mnie.
   - Jaki lakier?
   - Zielony, a co?
   - Dobra to mogę się założyć.
   - A co ja będę miała z tego?
   - Pofarbujesz mi włosy.
   - Dobra.
   Siedzieliśmy cały czas wsłuchując się w to co się dzieje. Chłopacy potłukli kilka naczyń, nie zdziwiło mnie to. Poduszką nawet można rękę złamać, już Dax to ze mną przerabiał. A propos Daxa - właśnie wyszedł z pokoju. Kiedy zaszedł pomiędzy kuchnią a salonem pokręcił głową. Widać było, że jest wściekły, miał bardziej kręcone włosy. Zaczął mierzyć mnie wzrokiem a następnie podszedł do mnie.
   - Coś zmalowała?
   Spojrzałam na Ephraima z miną: „Mówiłam, że tak będzie”. Następnie spojrzałam na kuzyna: - Czemu zawsze ja jestem winna?
   - Bo jesteś tu jedyną dziewczyną. - Wskazał na mnie palcem.
   - Oj. - Wykrztusiłam tylko. Za plecami usłyszałam tylko hamowany śmiech szatyna.
   - Idę do tych pajaców. - Powiedział i od razu było słychać kolejny huk. Robiąc kilka kroków był już na miejscu.
   My w dwójkę nie ruszyliśmy się z miejsca. Ephraim zaczął się głośniej śmiać, a ja patrzyłam na niego jak na osobę, która ma coś z głową.
   - Co się śmiejesz?
   - Miałaś rację. Kiedy dostanę mój lakier?
   - Mówiłam, zawsze tak jest, szczególnie jak ja wcześniej wstaję od niego - westchnęłam. - Lakier dostaniesz jak go kupię. - Zaczęłam się śmiać jak psychopata, bo inaczej śmiać się nie umiałam, niestety albo stety.
   - Ej! Wykiwałaś mnie.
   - Nie wierz kobiecie mój drogi.
   - Ale to ona zaczęła! - Usłyszałam głos Mulata, który wskazywał akurat na mnie. Och, ironio, będę miała przechlapane, oj będę.
   - Sannie! - Wściekła mina Daxa - bezcenna. Kiedy zorientowałam się, że kuzyn na mnie patrzy wstałam i pośpiesznie udałam się do pierwszego lepszego pokoju i zakneblowałam się czym się tylko dało.
   - Your head is bleeding cousin - krzyknęłam przez drzwi.
   - Już to na mnie nie działa - usłyszałam sarkastyczny głos Daxa. Czemu ja zawsze mam takiego pecha i to ja obrywam? Tak, bo jestem najmłodsza.
   - Gniewasz się?
   - Jeszcze pytasz?
   - Czemu to ja obrywam?
   - A kto zazwyczaj zaczyna?
   - Przestaniecie w końcu zadawać sobie pytania? - Usłyszałam zaspany głos Roberta.
   - Przymknij się, z tobą też pogadam, i to już niedługo. - Warknął na niego. - Sandra wyłaź. - Oho, teraz było na prawdę źle, wypowiedział moje imię. Teraz nie będzie się do mnie odzywał przez tydzień.
   - Mogę wyjść przez okno?
   - O, widać, ze chce sobie krzywdę zrobić. - Jerome udawał poruszonego.
   - Zaraz mogę ją zrobić tobie, Jerome - Daxa ogarniała furia.
   Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam śpiącego Nye'a. Och, ten to ma szczęście, śpi i nic go nie obudzi. Westchnęłam i podeszłam do okna. Otworzywszy je spojrzałam czy ewentualnie mogłabym sobie złamać nogę lub rękę i wyszło na to, że mogłabym, ale znając tajniki schodzenia ninja to raczej nic sobie nie zrobię, Drugie piętro? Też mi coś. Weszłam na parapet i zeszłam tak jakbym się zakradała, bezszelestnie i to było dobre. Już nie dało się usłyszeć krzyków Daxa, miałam tylko nadzieję, że nie wpadł na to aby stać na dole. Teraz tylko o to Boga prosiłam, aby teraz nie wpaść na kuzyna. Po pięciu minutach schodzenia po ścianie poczułam grunt pod nogami, odetchnęłam z ulgą. Kiedy się odwróciłam wpadłam na coś, a raczej na kogoś. Na moje nieszczęście był to właśnie blondasek. Cholera, jak on mnie dobrze zna.
   - Oj, masz przechlapane.
   - Alleluja - mruknęłam idąc przed nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz